Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

Wschodziło słońce, złocąc pierwszemi promieniami modre fale Wisły i brzegi Warszawy. Wschodziło radosne i roześmiane, zapowiadając piękny, letni dzień i niby niosąc radość całemu otoczeniu. A w cieple jego promieni, rzekłbyś, w duszę młodego człowieka wstępowała nowa otucha. Choć był osaczony, niczem dzikie zwierzę, a ścigany, jak zbrodniarz, nie stracił daremnie dzisiejszej nocy.
— Mam pewien ślad! — szepnął, mimowolnie dotykając kieszeni, w której znajdowały się podarte reszki listu zabrane z mieszkania dr. Trettera.
Wiedział, jaką iść drogą i jak zedrzeć zasłonę przeszłości. Gozdawa-Gozdowski! Dzięki niemu dotrze do dna dręczącej tajemnicy i dzięki niemu odzyska swą pozycję wśród ludzi i nazwisko! Bo, jeśli jeszcze kilka godzin temu dręczył się myślą, że przeszłość jego jest podobna do przeszłości Darskiego i jako niebezpieczny osobnik został zamknięty w domu obłąkanych, teraz doskonale rozumiał, że dostać tam się mógł tylko przy pomocy knowań wrogów i że podstępem osadzono go w sanatorjum.
Lecz, komuż zawadzał, co uczynił, że tak prędko chciano go się pozbyć ze świata?
Tu, znów wyrastała zagadka, a również nowa obawa, czy zdoła sprostać potężnym wrogom, czy wyświetli prawdę i rozedrze sieć otaczających intryg zanim go pochwycą? Na kogoż miał liczyć w tej nierównej walce, w której wmówiono w odnośne władze, że jest niebezpiecznym dla otaczających warjatem? Wyłącznie, na pannę Janeczkę! A jeśli i jej nie uwierzą?
Siedział przymknąwszy oczy i coraz większe ogarniało go znużenie. Bezsenna noc, obfita w liczne przygody, dawała znać o sobie. Wreszcie, zadrzemał, zapomniawszy nawet, że jest ściganym przez wszystkich zbiegiem.
Bezdomni, drzemiący obecnie na ławkach, szczególniej w porze letniej na Moście Poniatowskiego i w Alejach, nie są zjawiskiem rzadkiem. Nie niepokoi ich nikt, pojmując, że tam jedynie mogą szukać schro-