Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

nienia i że tam że swą bezlitosną eksmisją nie dotrze burżuj kamienicznik. Nie przeszkadzano więc w tym śnie naszemu młodemu człowiekowi, a nawet przechodzący posterunkowy pokiwał z politowaniem głową, że tak porządnie ubrany pan, narówni z nędzarzami, na kamiennej ławce szuka noclegu.
Godziny biegły za godzinami. Szybko już mknęły po Moście tramwaje, przeszywając powietrze ostremi dzwonkami, a słońce przypiekało coraz mocniej, gdy ocknął się z tej drzemki. Porwał się gwałtownie na nogi, niby oburzony własną lekkomyślnością, że na ławce, na widoku wszystkich, zasnął.
— Ależ byłem zmęczony! — mruknął — Spać musiałem długo! Chyba minęła siódma?...
Poprawił ubranie i prędko jął się kierować w stronę ulicy Czerniakowskiej. Gdy na rogu Książęcej spojrzał na zegar, spostrzegł, że wskazówka znaczyła wpół do ósmej.
— Spróbuję! — szepnął, pragnąc co rychlej znaleźć się u matki panny Janeczki.
W rzeczy samej, dalsze włóczenie się po ulicach Warszawy było niemożliwe. Odwiedzanie restauracji, lub kawiarni jeszcze niebezpieczniejsze. Jeśli miał zachować wolność, to tylko u matki panny Janeczki mógł szukać schronienia. Wolał, co prawda zjawić się dopiero jutro w niedzielę, aby zastać pannę Janeczkę osobiście i w ten sposób w hoteliku układał swój plan, ale wypadki jakie zaszły, zmuszały go do zmiany postanowienia. Wiedział, że dziś, w sobotę, panny Janeczki nie zastanie, bo jest zajęta jeszcze w zakładzie dr. Trettera, lecz liczył na to, że gdy starsza pani Korycka posłyszy z jego ust całą historję i posłyszy, jaką rolę w niej odegrała jej córka, nie odmówi mu pomocy i zechce posłużyć radą.
Umyślnie szedł powoli, by jaknajpóźniej przybyć na miejsce i patrzył na numery domów. Wreszcie, zdala dojrzał na zawieszonej przy bramie latarni Nr. 308.
— Tu! — stwierdził.
Była to stara, dwupiętrowa kamienica, mieszcząca w sobie przeważnie małe jedno i dwuizbowe lokale.