szyły mój przyjazd. Już od wczoraj znajduję się w Warszawie.
— Jakie? — wyrwało mu się mimowoli.
— Różne przykrości... — odparła wymijająco, niby nie chcąc go w swe sprawy wtajemniczać, poczem wnet zmieniła temat — Widzę, że szczęśliwie znajduje się pan na wolności, choć wiadome mi jest, że Tretter staje na głowie, aby pochwycić go z powrotem. Też, jednak, coś zajść musiało, skoro zjawił się pan tu, o tak wczesnej godzinie, nawet nie przypuszczając, że mnie zastanie?
— Panno Janeczko! — zawołał szczerze — Przykro mi, że muszę ją obarczać mojemi kłopotami, gdy dość swoich, zdaje się ma pani trosk, o które nie śmiem nawet zapytywać! Ale, przybiegłem tu, w rzeczy samej, jako do jedynego miejsca, gdzie mogę jeszcze spodziewać się ratunku. Choć wiele, przez te kilka dni, w czasie których nie widzieliśmy się, przeżyłem przygód, nic nie posunęło się naprzód. Nie wiem, ani jak się nazywam, ani kim jestem... Natomiast, Tretter ściga mnie zaciekle i dziś, w nocy, ledwie udało mi się wyślizgnąć z zastawionych sieci. W każdej chwili mogę zostać ponownie poznany i zatrzymany. Zrozpaczony, nie wiedząc co z sobą począć, przybyłem tutaj, chcąc jej matkę błagać o pomoc i licząc, że przez wzgląd na panią, mi nie odmówi! Oto, wytłumaczenie mej wczesnej wizyty... Ale, domyślam się teraz, że nie w porę przybyłem i dlatego...
— Sytuacja jest aż tak poważna? — nie dała mu dokończyć zdania — Mało pana nie pochwycono? Nie odnalazł pan znajomych, ani przyjaciół?
— Nie!
— Ha! — wyrzekła, po chwili milczenia — Zaraz pana zaproszę do wewnątrz mieszkania i zastanowimy się nad wszystkiem! Zaczeka pan tylko chwilę na schodach, bo muszę się przebrać — otworzyła mu drzwi ubrana w szlafroczek — i trochę sprzątnąć. Nie zajmujemy z matką wspaniałego apartamentu i nie przywykłyśmy przyjmować gości... Miejmy nadzieję —
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.