Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

Nic nie rozumiał. Ona, tymczasem, nawiązując do tego, co poprzednio opowiadał, dalej mówiła:
— Pańskie położenie nie jest do pozazdroszczenia i pojmuję, że pośpieszył pan szukać tu pomocy. Sądzę, że i moja matka, gdyby pan mnie nie zastał, uczyniłaby dla niego wszystko... Niestety, zaszły pewne wypadki, które bardzo komplikują całą sprawę...
Milczał, nie śmiąc zapytywać przez delikatność. Jasne było, iż „wypadki, komplikujące sprawę“ ściśle łączyć się musiały ze zmartwieniem panny Janeczki.
— Gdyby nie te wypadki — zabrzmiały słowa wyjaśnienia — bardzo łatwo wynalazłabym panu odpowiednie mieszkanie, a jego właściciel, nietylko ukryłby pana, ale i dopomógł, przez wzgląd na mnie w poszukiwaniach. Nie wiem, czy w obecnym stanie rzeczy będzie to możliwe i czy się zgodzi, bowiem nad nim samym zawisło nieszczęście... Człowiekiem, o którym wspominam jest mój brat...
Powiodła wzrokiem w stronę ściany, zawieszonej rodzinnemi fotografjami. Podążył oczami wślad za nią.
— Niech pan spojrzy — wyjaśniała, wskazując na wizerunek młodego człowieka, bardzo z rysów twarzy podobnego do niej, zawieszony pomiędzy jej fotografją, a fotografją, przedstawiającą nowozaślubioną parę — mój brat Franek... A ta ładna osóbka w ślubnym welonie, to moja siostra... Mieszkają z mężem teraz na prowincji... Tym powodzi się dobrze, o ile w obecnych czasach dobrze komu powodzić się może i nie spadły na nich takie przykrości, jak na Franka...
— Cóż się bratu stało? — nie powtrzymał zapytania, a oddawna ciśnącego mu się na usta — Jakaż spotkała go przykrość, że jest pani przejęta nią do głębi?..
Gdy to mówił, w jego głosie zabrzmiały ciepłe, serdeczne nuty. Choć pannę Janeczkę widział zaledwie poraz drugi, była mu tak dziwnie bliska, że jej kłopoty niemal poczytywał za swoje, zapominając prawie o własnych.
— Cóż się stało? — powtórzył z niepokojem i wnet dodał — Proszę się nie gniawać na mnie, panno Ja-