Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

pan to, który owej pamiętnej nocy przybył z tajemniczą hrabiną do sanatorjum!
— Niewątpliwie! — szepnęła, pochylając się nad strzępkami listu i studjując je uważnie — Szczegóły pańskiego uwięzienia znam od jednej z moich koleżanek, która przypadkowo podpatrzyła tę całą scenę. Wspominała, że był to starszy mężczyzna o niemiłym wyrazie twarzy, a brat mi mówił — Gozdawy-Gozdowskiego nie widziałam nigdy, ma on dziwnie odpychającą powierzchowność....
Lecz on, do głębi przejęty tem zdarzeniem, które znów tak niezwykle łączyło ich losy i sądząc, że po nitce dojdzie do kłębka, wołał:
— Skończony szubrawiec musi być z Gozdawy-Gozdowskiego! Wzajemnie sobie dopomożemy i wzajemnie się ocalimy! Czy brat pani nie wspominał, w jakich okolicznościach powstało przeciw niemu to niecne oskarżenie?
— Powtarzam — odparła — że nie mógł rozmawiać swobodnie przez telefon. Zrozumiałam tylko, że sytuacja jest więcej, niż poważna. Dziś rano, miał przybyć do mnie, a dotychczas go nie ma! Czyżby go już aresztowano? Jeśli, za pół godziny się nie zjawi, sama udam się do mieszkania Gozdawy-Gozdowskiego. A później, chyba do adwokata. Oto, dlaczego — dodała ze smutnym uśmiechem — tak prędko wzięłam z powrotem, pożyczone panu sto złotych... Mogą mi się przydać bardzo...
Chciał się zaofiarować, że wraz z nią tam pójdzie. Wnet, jednak, zreflektował się, że w obecnem położeniu było to niemożliwe. Nie dopomógłby pannie Janeczce, a siebie naraził na niebezpieczeństwo natychmiastowego zatrzymania.
— Czyżby go aresztowano? — z niepokojem wyrzekła powtórnie, spoglądając na znajdujący się na stole budzik.
Wskazywał godzinę dziewiątą. W pokoju zaległa pełna przygnębiona cisza. Milczał, nie widząc, co postanowić i jak ją pocieszyć i właśnie zamierzał prosić pannę Janeczkę, by zezwoliła tu zaczekać na siebie,