Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

wrzucić list zpowrotem do wewnątrz biurka, lecz nie mogłem odskoczyć i na moje nieszczęście, zastał mnie przy otwartej szufladzie...
— Ach!
— Nie pojmując, rzecz prosta, prawdziwego celu, jaki mną kierował, po swojemu wytłumaczył sobie moje postępowanie! „Więc, do tego doszło — zawołał groźnym głosem — że urzędniczy szperają po moich szufladach i chcą mnie okraść, bo wiedzą, że w biurku mam pieniądze!“ Odepchnął mnie gwałtownie, odrzucił leżące na wierzchu, w szufladziej papiery, a z pod nich wyciągnął spory pakiet banknotów, może trzy tysiące... Przeliczył szybko. Oczywiście, nic nie brakowało. „Nie zdążył pan ukraść?“ — zauważył ironicznie.
— Strasznie! — szepnęła, czerwieniąc się panna Janeczka — Pozory przemawiały całkowicie przeciw tobie.
— Najzupełniej! Nie chcąc się przyznać, co naprawdę robiłem, począłem się usprawiedliwiać, jak mogłem. Opowiadałem, że ponieważ brakło mi jakiegoś szczegółu do listu, który pisałem, sądziłem, że odpowiednią notatkę znajdę w biurku... Nie wiedział, czy mi wierzyć, czy nie wierzyć, bo byłem czerwony i zmieszany. Nie wiadomo, co odrazuby postanowił, ale w tejże chwili zadzwonił telefon... Musiał się spodziewać jakiejś bardzo poufnej wiadomości, bo kazał mi odejść i zjawić się dopiero wieczorem. Wtedy miał zadecydować o dalszym mym losie... W międzyczasie zadzwoniłem do Janeczki, powiadamiając ją o całej tej historji i prosząc, aby zaraz przyjechała do Warszawy, tem bardziej, iż już wiedziałem, iż ów obłąkany, który mnie tak mocno intrygował, uciekł z zakładu dr. Trettera, gdzie pracowała, jako sanitarjuszka... Oczywiście, o prawdziwej przyczynie zajścia i o moich podejrzeniach, co do owego warjata, nie mogłem opowiadać siostrze przez telefon...
— Rozumiemy! — wykrzyknęli znów niemal jednocześnie i niemal jednocześnie z ich ust padło dal-