sze zapytanie — Cóż postanowił Gozdawa-Gozdowski, w czasie tej drugiej, decydującej rozmowy?
— Najzwyklej wyrzucił mnie z posady! „Nic panu nie mogę udowodnić! — rzekł — Ale nie mam do pana zaufania! Albo pan chciał mnie okraść, albo szpieguje! W obu wypadkach, nie potrzebny mi taki urzędnik!“ Wydalił mnie tedy, polecając stawić się dziś w biurze po dwutygodniowe wynagrodzenie. Pojmujesz — tu Korycki zwrócił się do panny Janeczki — czego się najwięcej obawiam? Gdy obecnie wiem, że temu panu — tu wskazał w stronę naszego, młodego człowieka — dopomogłaś do ucieczki, o ile Gozdowski domyśli się, że nie chęć kradzieży, a ciekawość zapoznania się z jego korespondencją była powodem mego czynu, może łatwo, zetknąwszy się z Tretterem bo utrzymuje z nim stosunki, ustalić, że jesteś moją siostrą i zażądać, by i ciebie usunięto z zakładu;
Panna Janeczka wzruszyła ramionami.
— Mała szkoda! — mruknęła. — I tak miałam zamiar pożegnać to wstrętne sanatorjum! Więc tylko — zmieniła temat — na stracie posady się skończyło? Bogu dzięki! A ja tak się wystraszyłam, że w gorszą uwikłałeś się biedę!
Oboje, spojrzeli mimowolnie na naszego bohatera, który stał się powodem ich przykrości. Ale, zarówno we wzroku panny Janeczki, jak i w oczach Franka nie rysowało się takie uczucie, by mógł kto przypuścić, że żywią doń żal o to. Raczej wyraz twarzy Koryckiego świadczył, iż jest zły, że nie może mu dopomóc w należyty sposób i że sam straciwszy pracę, nie przeniknął sieci intryg, splątanych dokoła osoby młodego człowieka.
Ten siedział chwilę w milczeniu, rozczarowany, zawiedziony w nadziei, że opowieść Koryckiego przyniesie mu cenne informacje. Lecz, nagle w jego głowie zabłysła myśl.
— Czy nie zauważył pan podpisu pod tym listem? — zapytał.
— Owszem — odrzekł Franek — ten podpis zapamiętałem i może będzie to dla pana jedyna, poży-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.