Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

chowania się Horyńskiego. Mniemał, że tamten ucieszy się bardzo jego widokiem i powita, jakstarego przyjaciela. Ale Horyński, wyraźnie był niezadowolony, a nawet przestraszony nieoczekiwaną wizytą. Nagła myśl przebiegła mu przez głowę. A nuż sądzi, że naprawdę jest szaleńcem i dlatego się obawia go?
— Słuchaj! — rzekł, nie dając nic poznać po sobie, że nie ma pojęcia z kim rozmawia. Zaskoczyły cię moje odwiedziny? Nie jestem warjatem, jak przypuszczasz i właśnie dlatego, że chciano mnie nim zrobić, uciekłem z domu obłąkanych. Posiadem pewne dane, że zawsze pozostałeś mi życzliwy i pamiętałeś o mnie! Przybyłem u ciebie szukać ratunku...
Oczy Horyńskiego rozszerzyły się jeszcze więcej.
— Ja... ci... życzliwy?... Ty... u mnie... ratunku...
— Pewnie! Jeśli mnie poznajesz, wpuść do wewnątrz mieszkania, resztę ci wyjaśnię...
Twarz Horyńskiego zmieniła się raptownie, a miast poprzedniego przelęknionego wyrazu, pojawiła się na niej udana serdeczność.
— Ależ... tak... tak... — zawołał. Pozwól do środka! Oczywiście, uczynię dla ciebie wszystko, co będzie w mej mocy!
Nasz bohater znalazł się w przybranym rogami jeleniemi i jakiemiś sportowemi obrazkami przedpokoju, a stamtąd w bogato urządzonym gabinecie. Gabinet ten był raczej wykwintnym buduarem, a tapczany zasłane wspaniałemi narzutami i ozdobione nieskończoną ilością pięknie haftowanych poduszek oraz liczne fotografje kobiece, świadczyły o powodzeniu i miłosnych zdobyczach gospodarza lokalu. W kącie pokoju stało biurko, na którem zapewne nigdy nikt nie pisał, zastawione całą masą cacek i kosztownych drobiazgów. Koło biurka zaś, dwa wielkie, skórą kryte klubowe fotele.
— Siadaj! — rzekł Horyński, wskazując mu na jeden z nich, sam jednak, przezornie za biurkiem na krześle, zajmując miejsce, jakby chciał się tą przegrodą zabezpieczyć od młodego człowieka. — Siadaj i opo-