nie ja względem was, ale wy wobec mnie popełniliście zbrodnię! I szantaż trwa nadal. Nie wystawię sobie również, samochcąc świadectwa niepoczytalności. Niech się dzieje, co chce, a na te warunki, nigdy się nie zgodzę!
— Nigdy?
— Przenigdy!
— Proszę dobrze się zastanowić!
— Już się zastanowiłem! Nie przestraszę się pogróżek i znajdę sprawiedliwość na świecie!
Głos młodego człowieka zabrzmiał z taką mocą, że pani Iza zrozumiała, iż daremne będą dalsze nalegania.
— Pożałuje pan tego! — syknęła z gniewem.
— Może!
Porwała się z fotela.
— Jerzy! — krzyknęła w stronę Horyńskiego. Zamykaj drzwi! Telefonuj po policję!
Horyński, który od kilku sekund wyczuwał, że zbliża się kulminacyjny moment dramatycznej rozmowy, jednym skokiem znalazł się przy drzwiach, zagradzając młodemu człowiekowi drogę.
— Ach, tak!...
Nasz bohater zacisnął dłonie. Zagrała w nim oddawna hamowana pasja. Widział przed sobą parę znienawidzonych ludzi, dążących do jego zguby. I tę, swoją „żonę“ Izę, która wmawiała teraz czelnie, że usiłował ją zabić i dlatego musiano go umieścić w zakładzie dla obłąkanych i tego swego, niby najleszego przyjaciela, który z tylu jego uprzejmości korzystał, aby później mu się odpłacić najpodlejszą zdradą. Stali, nie jak winowajcy, którzy za swe niecne czyny winni zdać porachunek, ale, jak ci, którzy mają za sobą prawo i gdy nie dał się dobrowolnie wykreślić z liczby żyjących, uczynią z nim, co zechcą.
— Podli! — zawołał — Spotka was jeszcze zasłużona kara! Proszę, natychmiast, mnie wypuścić!
— Zaczeka pan na wywiadowców!
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.