Wymawiając te słowa, Horyński uśmiechnął się ironicznie, a Iza już podniosła telefoniczną słuchawkę.
— Precz!
— Pojedziemy zaraz wszyscy samochodem do sanatorjum Trettera! Wycieczka będzie miła, bo pogoda jest dziś ładna! Sądzę...
Nie dokończył drwiących słów. Nagle, pięść młodego człowieka spadła na jego twarz z taką siłą, że zachwiał się i runął na podłogę.
— To mały zadatek! — z piersi naszego bohatera wyrwały się groźne słowa — Mam nadzieję spotkamy się jeszcze! Tak samo powinienbym postąpić i z panią — zwrócił się do hrabiny Izy, która mimowolnie wypuściła słuchawkę z dłoni — lecz mimo jej zapewnień, nie podniosłem nigdy ręki na kobietę!
I zanim zdążyli oprzytomnieć, wypadł z sypialni. Wnet dobiegł ich z przedpokoju hałas z wielką mocą zatrzaśniętych drzwi.
— Biegnę za nim! — zawołał, powstając i trzęsąc się z gniewu Horyński. — A łajdak...
Ale ręka pani Izy zatrzymała go na miejscu.
— Zaczekaj!
— Czemuż miałbym czekać? — mówił, wściekły — Nie pojmuję, dlaczego zatrzymujesz mnie, Izo? Po raz drugi mnie uderzył... Ma to mu ujść bezkarnie? Daleko, nie uciekł... Gdy wybiegnę na ulicę, wnet go pochwycą...
— Tak będzie lepiej...
— Co ma być lepiej? — nic nie rozumiał.
Uśmiechnęła się lekko.
— Sądzisz, że gdybym to uważała za potrzebne, sama nie narobiłabym alarmu? Wystarczyło otworzyć okno i głośno kilkakrotnie zawołać, aby na ulicy powstało zbiegowisko i złapano zbiega. Wolałam, jednak, nie wywoływać skandalu i pozwoliłam mu zniknąć bez przeszkód.
Patrzył na nią nadal, zdziwionemi oczami.
— Takie proste! — wreszcie wyjaśniła — Przedewszystkiem, o ilebyśmy tu go zatrzymali, zwróciłaby uwagę moja w twym mieszkaniu obecność, a rów-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.