nież plotąc rożne głupstwa, mógłby pozyskać litość przygodnych gapiów. Wywołałoby to niepożądany rozgłos. Tymczasem, my jesteśmy górą...
— Górą? Sponiewierał mnie, zwymyślał!
— Dobrze się stało! Pójdziesz do komisarjatu zaraz i opowiesz, że napadł na ciebie, siłą wdarł się do domu. Chciał zamordować. Pokażesz ślady walki — silnie szarpnęła jedwabną koszulę, w którą był ubrany i która rozerwała się z trzaskiem — nadmienisz, żeś cudem z jego rąk się wydostał...
— A... — poczynał pojmować.
— Wtedy rozpoczną się energiczne poszukiwania, gdyż nikt nie będzie powątpiewał, że jest niebezpiecznym furjatem i chwili nie może pozostać na wolności! I nikt nie uwierzy jego słowom. Rozumiesz? A ty, jako ofiara, zdobędziesz sympatję powszechną. W takich wypadkach, najważniejszą rzeczą jest mieć opinję publiczną za sobą.
Zrozumiał.
— Genjalna jesteś, Izo! — zawołał — Ubieram się i biegnę do komisarjatu! Albo, nie... Zatelefonuję i poproszę, by tu przybyli na miejsce.
Pośpiesznie począł przewracać meble i drobiazgi, co świadczyć miało o niedawnej walce.
Nasz młody człowiek — a raczej Jarosław Otocki — wypadł z kamienicy, w której zamieszkiwał Horyński, nie zatrzymany przez nikogo, a nawet zdziwiony, że nie spieszy za nim pogoń, ani też nie słyszy rzucanych mu w ślad okrzyków.
Dążył do najbliższej taksówki, pragnąc, co rychlej naleźć się z powrotem u panny Janeczki, aby opowiedzieć jej, jaką zdobył „pomoc“ u Horyńskiego — „swego najlepszego przyjaciela“. Drżał jeszcze cały z podniecenia, po przeżytej nidawno scenie, a ujrzawszy zdala wolny samochód, skierował się w tę stronę, w pośpiechu roztrącając przechodniów.
Gdy już szczęśliwie wsiadł do taksówki i ta miała ruszyć z miejsca, zdala posłyszał czyjś podniecony głos:
— Stój!
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.