Obejrzał się niespokojnie. Czyżby to był Horyński? Lecz, czemu na pościg zdecydował się tak późno i tyle czasu w milczeniu śledził, teraz dopiero zdecydowawszy się go zatrzymać?
Wnet, jednak przekonał się, że tym, który z tyłu zawołał, nie był Horyński, a zgoła kto inny. Choć i z nim spotkanie nie należało do przyjemności. W potokach słońca, zalewającego chodniki, spostrzegł krępą sylwetkę Wręcza Tak... Wręcza...
Nie ulegało najlżejszej wątpliwości. Gruby dyrektor, przechodząc przypadkiem tą samą ulicą i spostrzegłszy rzekomego Janusza Darskiego, wsiadającego do taksówki, postanowił odpłacić mu się za „figiel“. Zaczerwieniony, biegł prawie, w jego stronę, aż na okrągłym brzuszku skakała złota dewizka od zegarka i gwałtownie dawał znaki, aby się zatrzymał. A że nie miał pokojowych zamiarów, najlepiej świadczyła o tem wzniesiona do góry laska.
— Stój!... Stój!... — powtarzał.
— Chce mi podziękować za swe trzysta złotych! — pomyślał — Chwilowo, nie mogę się z nim wdawać w żadne wyjaśnienia! Nie uwierzy i zawoła policję! Panie! — krzyknął do kierowcy — Natrętny wierzyciel mnie ściga! Uciekajmy!
— Nie dopędzi nas! — mruknął.
któremu może podobne przygody były nie obce i który sam, zapewnie, żywił zadawniony wstręt do wszelkich wierzycieli, egzekutorów i komorników, ze współczuciem spojrzał na swego pasażera i uśmiechnąwszy się, raźno ruszył z miejsca.
— Nie dopędzi nas ze swym wekslem! — mruknął.
Wydawało się, że Wręcza krew zaleje na miejscu.
— Panie! — ryczał i machał sękaczem.
Ale taksówka już zmieszała się śród innych samochodów, a młody człowiek kiwnął mu głową ironicznie:
— Do nierychłego zobaczenia!
Wręcz, choć coraz trudniejszy stawał się pościg nie dawał za wygraną.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.