— Złapię inne auto i podążę za nim! — wyrzekł zawzięcie — Warjat przeklęty!... Nie daruję... Muszę go dogonić!...
Ocierając, spływający mu gęstemi kroplami, pot z czoła — dzień porządnie był upalny — i rozglądając się za inną taksówką, której nie znajdował w pobliżu, złościł się i stękał, patrząc wślad za oddalającem się autem, niby pragnąc, zapamiętać dokąd się kieruje.
— Dogonię! — powtarzał uparcie — Dogonię!...
Hrabina Iza, również rychło opuściła mieszkanie Horyńskiego, by nie być obecną, gdy zjawią się policyjni wywiadowcy, mający ustalić szczegóły „straszliwego“ napadu.
Powróciła do swego, wspaniałego apartamentu, który — jak przypomniał to sobie nasz bohater — znajdował się w jednej z kamienic przy Alejach Ujazdowskich. Od chwili, „umieszczenia nieszczęsnego męża“ w sanatorjum, zajmowała go sama, z nieliczną służbą, znakomicie zachowując pozory cnotliwej i stroskanej damy — zaś noce, pod protekstem odwiedzin chorej ciotki — spędzała u kochanka.
Przeszła przez szereg stylowemi meblami urządzonych pokojów, których ściany zdobiły cenne obrazy i portrety rodzinne. Gdzie niegdzie surowo spoglądała na nią twarz, z za złoconej ramy, jakby chcąc się zapytać: „coś uczyniła z moim wnukiem?“ Ale hrabinę mało teraz obchodziły i wizerunki antenatów i otaczający przepych, staraniami długich pokoleń zdobyty.
Odprawiwszy pokojową, zamknęła się w swej sypialni, pragnąc, co rychlej porozumieć się ze swym bratem. Chciała, bez zwłoki, opowiedzieć Gozdawie-Gozdowskiemu o tem, co zaszło. Wiedziała, że znajduje się w biurze.
Nakręciła automat — i wnet posłyszała jego głos:
— To ja, Iza! — wyrzekła — Czy możesz swobodnie rozmawiać?
— Oczywiście! Pilna sprawa?
— Tak! Nader pilna! Przed chwilą widziałam Jarosława, a nawet konferowałam z nim!
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.