Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oczywiście, zataiła ona przed władzami całkowicie fakt zdrady, a wmówiła, że obchodziłem się z nią brutalnie, biłem, a nawet porwałem się na nią z nożem. Czynić to miałem pod wpływem napadów szału.
— Ależ przecież dziś zastał ją pan w mieszkaniu kochanka!
— Będzie się tłumaczyła, że zbliżyła się do Horyńskiego, dopiero wtedy, gdy przekonała się, że jestem nieuleczalnie chory!
— Ależ pan jest zdrów!
— Czy władze w to uwierzą?
— Muszą uwierzyć! Ja to poświadczę! Skoro tylko Franek powróci, udamy się do prokuratora i opowiemy mu wszystko!
— I ja sądzę, panno Janeczko, że tak będzie najlepiej! Dlatego przybyłem tutaj, aby udać się tam wraz z panią. Gdy pani potwierdzi moje słowa, prokurator łatwo ustali, jak się rzecz miała i nietylko cofnie poprzednio wydane zarądzenia, co do mej osoby, ale prawdziwie winnych pociągnie do odpowiedzialności... Ich i Trettera...
— Bezwzględnie!
— Gdyż przekonany jestem, że to nie ja na Izę porwałem się z nożem, lecz oni musieli uczynić ze mną coś takiego, na skutek czego zachorowałem na zapalenie mózgu i straciłem pamięć...
— Prawdopodobnie... — zaczęła, lecz wnet przerwała.
W przedpokoju rozległ się dzwonek.
— Franek idzie! — zawołała — Ucieszy się bardzo, kiedy się dowie, że jednak zdobył pan dużo informacji... Ale uszy mu natrę, że wprowadził pana w błąd... A potem idziemy do prokuratora...
Wybiegła do przedpokoju, a wślad za nią pośpieszył Otocki.
Ku ich zdziwieniu jednak, gdy panna Janeczka otworzyła drzwi, ujrzeli nie Koryckiego, a jakiegoś chłopaka.
— Pan kazał oddać! — wyciągnął w stronę panny Janeczki kartkę.