Ton jego niezbyt był grzeczny, za mało nawet grzeczny wobec człowieka, którego bądź co bądź „nabrał“ na trzysta złotych. Ale podniecenie Otockiego było takie, że chciał jaknajprędzej pozbyć się natręta, który zjawił się z pretensjami. Sądził, zresztą, że z Wręczem łatwo sobie poradzi, przypomniawszy mu pewną niezbyt czystą „kombinację“, jaką ten proponował, swego czasu „drogiemu kamratowi“, Darskiemu.
— Czego pan chce? — powtórzył — Tu mnie pan wyśledził?
Ale twarz Wręcza nie zdradzała nieprzyjaźnych zamiarów. Przeciwnie. Oblicze jego, zroszone obficie potem przybrało już nie przyjacielski, a uniżony wyraz. Równie czule, nie uśmiechał się nigdy do rzekomego Janusza Darskiego. A słowa, jakie z ust jego padły, mogły przyprawić o jeszcze większe zdziwienie.
— Prawdziwie szczęśliwy jestem — rzekł, zdejmując z głowy kapelusz i kłaniając się nisko — że odszukałem pana hrabiego!
Wręcz najspokojniej wszedł do środka mieszkania i zamknął drzwi za sobą.
— Panie hrabio! — powtórzył — Przepraszam, że bez zaproszenia wchodzę, ale na schodach rozmawiać jest niewygodnie i nie chciałbym, aby podsłuchały nas niedyskretne uszy.
— Panu o te trzysta złotych chodzi?
Dyrektor skrzywił się wzgardliwie.
— Czyż warto wspominać o podobnem głupstwie! Chętnie, panu hrabiemu, służę i znaczniejszą sumą, gdyż wiem, że obecnie musi być ścieśniony pieniężnie. Sprowadza mnie daleko poważniejsza sprawa i gdyby pan hrabia nie był tak uciekał niedawno, odemnie na ulicy, kiedy go spostrzegłem w taksówce, już byśmy ją wyjaśnili... Ale, pan sądził, że o mój drobny dług się dopominam i nie chciał się zatrzymać... Naraziło mnie to na wiele kłopotów i z trudem odszukałem pana... I to