Dopiero w taksówce, ocierając się niemal łokciem o Wręcza, począł się zastanawiać co skłoniło dyrektora, żeby przyjął tak gorący udział w jego losie. Przewrotność, z jaką z nim postąpiono mogła oburzyć każdego. Ale dyrektor poświęcał się specjalnie — biegał, szukał go dwa dni, nie żałował czasu, zaniedbywał, nawet swe biurowe zajęcia.
Słowa Wręcza wyjaśniły tę zagadkę.
— Niech pan hrabia, nie sądzi — począł, pragnąc się wytłumaczyć ze starych grzechów — że wówczas, mówiąc o Gozdawie-Gozdowskim i o bilansach, myślałem poważnie!
Lekki uśmiech przemknął po twarzy Otockiego. Stanowczo Wręcz pozował na niewinnego baranka. Nie odrzekł nic.
— Pragnąłem — prawił dalej z miną pełną godności — wypróbować Darskiego, jego uczciwość... Zapewniam, pana hrabiego, że to wyłącznie miałem na myśli...
Aczkolwiek, genjalny projekt sfałszowania książek wyszedł nie od rzekomego Darskiego, a od Wręcza — Otocki nie zamierzał teraz nic prostować, tylko znów postarał się ukryć uśmiech. Dręczyła go, jednak, w pewnej sprawie, ciekawość.
— Jakżeż załatwił pan dyrektor — zapytał, odwzajemnił się Wręczowi tytułem za ciągłe nazywanie go hrabią — swoją tranzakcję z Gozdawą-Gozdowskim? Toć, o ile się dowie, że staje pan obecnie po mojej stronie będzie pan miał z niego śmiertelnego wroga!
— Pętak! Łachudra! — wyrwało się nagle szczerze Wręczowi, a twarz mu poczerwieniała z gniewu — Kiedy ja z nim najuczciwiej, on chciał mnie oszukać...
— Chciał pana oszukać?
— Pewnie! Podczas decydującej rozmowy, a miała ona miejsce tego wieczoru, kiedy, grecznie mówiąc, pan hrabia bez pożegnania mnie opuścił, robił takie
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XIV.
Przedśmiertny list.