Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

Panna Lola spojrzała nań ze zdziwieniem, ale nie śmiała o nic zapytać.
— Nie traćmy czasu i jedźmy! — wykrzyknęła, nakładając kapelusik.
Dochodziła godzina druga. Rychło przebyli niewielką przestrzeń, dzielącą ulicę Wspólną od Mokotowskiej. Kamienica, w której zamieszkiwała Walendziakówna, lub raczej pani Waleńska, był to trzypiętrowy, stary dom, w pobliżu Pięknej, o ponurym wyglądzie. Minęli, spore, zasadzone drzewami podwórze i prowadzeni przez pannę Lolę, skierowali się do prawej oficyny.
— Tu! Drugie piętro! — wyjaśniła Lola — Zajmuje dwa pokoje wraz ze starą ciotką! Ciotka, nie opuszcza jej na chwilę i nam otworzy, bo biednej Oleńce nie starczyłoby siły zwlec się z łóżka.
Szybko pobiegła pierwsza po kamiennych, krętych schodach. Nasz bohater podążył za nią, a na końcu, sapiąc, wdrapywał się Wręcz.
A gdy wspinał się, po oślizgłych stopniach, coraz jaśniejsze mu się stawała, że drogę tę zna i że już ją przebywał. Że szedł, również, jak dzisiaj, aby wyświetlić jakąś tajemnicę i że szedł bardzo niespokojny, w wielkiej duchowej rozterce. Pamiętał, że przystanął na pierwszem piętrze, na zakręcie i zawahał się, czy ma iść dalej... A później?... Pocóż, łamać sobie głowę, — zaraz wszystkiego się dowie.
— Jesteśmy! — panna Lola zastukała trzykrotnie do drzwi niewielkiego mieszkanka — To mój umówiony znak!
Długą chwilę nikt im nie otwierał.
— Cóż to znaczy? — zapytała ze zdziwieniem.
Wnet, jednak, rozwarły się drzwi, a na progu pojawiła się ostać starszej, siwowłosej kobiety. Na twarzy jej znać było ból, a policzki miała mokre od łez.
— Pani płacze? — wymówiła — Czyżby pogorszyło się Oli?...
Pokiwała głową.
— Ola umarła! — wymówiła cicho.