jak zwykle o dziewiątej, po zakupy do miasta, a gdy wróciłam, nie żyła...
— O jedenastej!
— Teraz dręczą mnie wyrzuty! Zastałam ją już zimną, ale całkowicie ubraną! Widocznie, kiedy poczuła, że ostatnia chwila się zbliża, chciała jeszcze biec, u ludzi szukać ratunku, ale sił zabrakło. Leżała, na podłodze, nawet w kapelusiku... Później ją dopiero, przeniosłam na łóżko... A mnie — tu znów ból zadźwięcał w głosie starszej ani — gdy konała, nie było...
— Biedna...
— Chciałam panią natychmiast, zawiadomić, panno Lolu, ale nie miałam kogo wysłać. Teraz, właśnie, chciałam zejść do dozorcy i prosić go...
Wręcz, który pierwszy otrząsnął się z przykrego wrażenia, postanowił przystąpić wprost do sprawy, która ich sprowadziła, przerwał:
— Szanowna pani, wie zapewnie, po co tu przybyliśmy?
— Wiem... wiem... — odrzekła — Cóż, kiedy Oleńki już nie ma? A tak — zwróciła się do Otockiego — pragnęła pana widzieć! Wciąż wspminała o panu!
— Pozostawiła list?
Starsza pani potrząsnęła głową.
— Nie! Niema listu!
Otocki poczuł, jak zimne ciarki przebiegły mu wzdłuż pleców.
— Jakto niema listu! Przecież panna Lola mówiła, że...
— Mówiła mi wyraźnie, Oleńka — przytaknęła, a w jej oczach zamigotał równie niepokój — że wczoraj napisze swe szczere wyznanie, i pozostawi je w zapieczętowanej kopercie, gdyż czuje, że jej chwile są policzone...
— Więc?
Ciotka zmarłej, podniosła brwi do góry, jak ktoś, kto sam z tej sprawy nic nie rozumie.
— Pisała list! — wyrzekła.
— Tedy pisała! — okrzyk ulgi wyrwał się z piersi Loli, Otockiego i Wręcza.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.