Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pisała... ale znikł?
— Znikł? Niemożebne... Trzeba dobrze poszukać!
Beznadziejnie rozwiodła ręce.
— Dobrze się naszukałam i nie mogłam znaleźć. Wiedziałam, przecież, że państwo prędzej, czy później po ten list się zgłoszą. I Oleńce początkowo widocznie zależało bardzo, by pan hrabia go otrzymał, bo pisała całą noc... Sama widziałam, a nawet byłam zła, bo szło jej z trudem, i silniejszej, nawet, dostała gorączki. Musiała się jednak rozmyślić i zniszczyła list, gdy w domu byłam nieobecna, tuż przed śmiercią...
— Ale dlaczego? — oczy Loli stawały się coraz większe ze zdziwienia — Z jakiej przyczyny? Zniszczyła? Nic nie rozumiem...
— I ja nic nie rozumiem! Ale listu niema!
Nagle, Wręcz uderzył się w czoło i zapytał:
— Nie spostrzegła pani nigdze resztek tego listu?
— Nie!
— Cóż z niemi się stało?
— Powtarzam, nie wiem!
— A czy nikt pani nie odwiedzał, nie przebywał w tem mieszkaniu już po śmierci nieboszczki?
— Owszem!
— Kto?
— Pan Gozdawa-Gozdowski!
— Gozdawa-Gozdowski! — jęknął Wręcz, ściskając mocno ramię Otockiego — On?
Staruszka poczęła wyjaśniać.
— Zdziwiłam się nawet bardzo, kiedy się zjawił. Bo, choć, jak państwo wiedzą, łączyły go dawniej z Oleńką bliskie stosunki, ostatnio nie chciała go widywać. Nazywała łotrem i zabraniała wpuszczać do mieszkania. Ale, kiedy dziś przybył i dowiedział się, że nie żyje, nie śmiałam się sprzeciwiać, bo koniecznie chciał zobaczyć, poraz ostatni, nieboszczkę. Bawił, może dziesięć minut...
— Była pani cały czas w pokoju?
— Nie! — drgnęła — Wyprawił mnie do kuchni, pod pozorem, że widok zmarłej uczynił na nim takie wrażenie, iż mu słabo i prosi o szklankę wody...