Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

tak samo zdrów, jak pan, lub ja! To wszystko brudne intrygi rodziny, z Gozdawą-Gozdowskim na czele! Chcą mu zagrabić majątek! Wyraźnie to mówiła przed śmiercią, moja przyjaciółka Oleńka Walendziakówna, ta artystka.
Po twarzy wywiadowcy znów przebiegł niedowierzający uśmiech. Niby Walendziakównę znał i mówił:
— Czy można przywiązywać wagę do słów podobnej osoby?
Tymczasem, dokoła grupki naszych bohaterów, poczynali się już gromadzić gapie, zwabieni niezwykłem widowiskiem.
— Błagam pana! — wołała dalej, chwytając Otockiego za ramię — Niech pan go nie zabiera...
— Proszę mi nie przeszkadzać w urzędowych czynnościach! — ostro wyrzekł wywiadowca i skinął na przejeżdżającą taksówkę.
Otocki, tym razem, nie zamierzał stawiać oporu.
— Zawiadomcie o tem, co zaszło, pannę Janeczkę — szepnął cicho do Wręcza i popchnięty lekko przez wywiadowcę, znalazł się w samochodzie.
Wóz ruszył z miejsca. Na chodniku pozostała Lola z Wręczem, z niewyraźnemi minami, narażeni na tysiączne zapytania gapiów. Nie wiedzieli, nawet, dokąd wywiadowca wiezie młodego człowieka.
Ten, tymczasem, siedząc obok swego więźnia w taksówce, dziwnie jakoś spoglądał na niego. Może podziwiał własną odwagę, że mimo poprzednich doświadczeń, udało mu się ująć go bez niczyjej pomocy. Może obawiał się, że obłąkany, którego Tretter przedstawiał, jako niebezpiecznego warjata, nagle dostanie ataku furji — i będzie musiał stoczyć z nim ciężką walkę.
Wtem, jednak, uśmiechnął się lekko.
— Panie Otocki! — rzekł — Proszę nie sądzić, że jestem taki naiwny, jak to wydawać się może! Chciałem tylko Wręczowi dać małą naukę, żeby sobie nie przypisywał całej zasługi „wykrycia“ tej bądź, co bądź niezwykłej sprawy! Od chwili, ostatniego naszego spotkania, przemyślałem wiele i niech pan będzie pewien,