Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan Otocki jest kompletnie zdrów! — kończyła głośnym wykrzyknikiem swe zeznania — Nigdy nie powinien był się znaleźć w sanatorjum dr. Trettera.
Gdy zamilkła, była przekonana, że uczyniła wielkie wrażenie i że samo to zeznanie wystarczy dla uznania słuszności sprawy młodego człowieka. Niestety, ma ustach prokuratora, błąkał się niedowierzający uśmiech.
— Nie chcę, na chwilę — rzekł — podejrzewać panią o złą wolę! Tylko, to co pani mówi, niema dla prawa żadnego znaczenia!
— Jakto? — zdziwiła się, a Tretter, Gozdowski, Horyński i hrabina radośnie poruszyli się na swych miejscach.
— Tak! — potwierdził — Powtórzyła pani tylko posłyszaną opowieść.
— Od koleżanki...
— Ale ta koleżanka — tu prokurator spojrzał na leżącą przed nim notatkę — gdy ją dziś oficjalnie badano, zaprzeczyła wszystkiemu i twierdziła, że nigdy nic podobnego pani nie mówiła i że musiała pani jej słowa pojąć nienależycie...
— Co za podłość! — zawołała panna Janeczka, a nasz bohater pokiwaj głową, niby spodziewając się, że podobna niespodzianka nastąpi.
W rzeczy samej, koleżanka panny Janeczki, gdy ją przyciśnięto do muru, cofnęła poprzednie zeznania, w obawie utraty posady. Ale, panna Janeczka jeszcze nie dawała z wygraną...
— Skoro moje zeznanie niema wartości, może większą wagę będą miały słowa mego brata. Pracując u pana Gozdawy-Gozdowskiego, pochwycił kilka podejrzanych rozmów!
Korycki wysunął się o kilka kroków naprzód.
— Tak! — skinął głową.
Lecz prokurator spojrzał na niego ostro.
— Jaka była treść tych rozmów?
— Bliżej określić nie mogę! W każdym razie dawały wiele do myślenia!
— Do myślenia?
— Bezwzględnie! Dlaczego począłem bliżej obser-