rego niemiła o ostrych rysach, sępia twarz, przybrała, zaiste, drapieżny wyraz, cicho szepnął do siostry:
— Zapewnie, sama potarła przed śmiercią list! A ja tyle czasu szukałem, daremnie! Jesteśmy ocaleni! Nic nam nie grozi...
Na prokuratorze, opowiadanie Wręcza też wywarło wrażenie:
— Nie wie pan, jednak — wyrzekł — na czem miała polegać ta zasadzka, w którą wciągnięto pana Otockiego...
— Nie mam pojęcia! Zmarła chciała oświadczyć mu to sama, lub na piśmie złożyć zeznania! List znikł! Wspominała tylko, że miało to być coś potwornego...
— Ale, co?
Wręcz bezradnie rozłożył ręce.
Tyczasem, na poprzednio ponurem obliczu Gozdowskiego, już pojawił się uśmiech. Rzekłbyś, pobłażliwy uśmiech. Spoglądając teraz na Wręcza, niby na kogoś, kogo nie można traktować poważnie wycedził:
— Gdyby pan Wręcz był mniej zaślepiony nienawiścią do mnie, wiedziałby jaką przywiązywać można wagę do oświadczeń podobnej osoby. Zupełnie nie przeczę, że przez pewien czas łączyła mnie z panną Walendziakówną bliższa znajomość. Musiałem, jednak, odsunąć się od niej, zrażony jej zachowaniem, a ona, wtedy przez zemstę, poczęła rozpuszczać o mnie i moich najbliższych idiotyczne pogłoski, z których jedną, najgłupszą, raczył nas tu zapoznać pan Wręcz... Pomimo to, wiedząc, że Walendziakówna jest ciężko chora, opiekowałem się nią zdaleka i wspomagałem pieniężnie, a dziś, przypuszczając, że długo nie pożyje odwiedziłem... i zastałem martwą... Zaznaczę raz jeszcze, że krzty prawdy w tej opowieści niema. Walendziakówna była histeryczką, a wiadomo do czego histeryczka posunąć się może... Listu żadnego nie brałem i sam, byłbym bardzo rad, gdyby się odnalazła ta przedśmiertna spowiedź... Ocenilibyśmy ją należycie wszyscy... Sądzę, panie prokuratorze, że to moje oświadczenie wystarczy...
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.