Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko wymysły! — krzyknął Otocki — Bezczelne wymysły!
Wzruszyła ramionami.
— Oficjalne dokumenty to stwierdzają!
Nic nie rozumiał.
Prokurator odczytywał teraz jakiś leżący przed nim urzędowy papier, niby raz jeszcze chcąc się o czemś przekonać. A gdy skończył, spojrzał nań z wyraźnem współczuciem.
— Panie Otocki! — rzekł — Wierzę, że panu teraz jest lepiej i że nie pamięta pan nic z tego, co swego czasu zaszło! Niestety, jednak, pańska żona ma rację! Protokuł stwierdza, że o mały włos pan nie zamordował hrabiny Izy, pokrwawił baronową Gerlicz i służącą. Dwaj posterunkowi, którzy nadbiegli z ulicy, z trudem wspólnie z domownikami, obezwładnili pana... Działo się to przy licznych świadkach, których ani o chęć intrygi, ani o kłamstwo posądzać nie wolno...
— Niemożebne!
— Jeśli pan chce, proszę samemu przeczytać!
Pochwycił gorączkowo papier. Wszystko, zgadzało się całkowicie. Dłużej nie mógł wątpić. Był to urzędowy protokuł, sporządzony, napewno, przez ludzi bezstronnych.
Papier wypadł mu z ręki.
— Więc byłem obłąkany!
Twarz panny Janeczki stała się blada, jak płótno. Coś rwało się w jej piersi, jeszcze nie chciała wierzyć. Korycki miał minę mocno niewyraźną, a Wręcz nie powstrzymał się od cichego przekleństwa.
— Tam do licha!
Obawiał się teraz, że zagalopował zbytnio, uwierzył niepotrzebnie babskim plotkom i może ponieść za to niemiłe konsekwencje.
Natomiast, na twarzach Gozdawy i Horyńskiego rysował się triumf, a hrabina Iza, nie poprzestając już na samej obronie, teraz przemawiała, niczem oskarżyciel:
— Oto, jak wyglądają w świetle prawdy strasz-