Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

— Najwięcej ucieszy to chyba — dalej mówił prokurator — pana Gozdawę-Gozdowskiego. Przed chwilą wspominał, że byłby rad, gdyby list taki istniał...
Przed chwilą wspominał, że byłby rad, gdyby list taki istniał.

— Oczywiście! — bąknął Gozdowski, blady teraz, jak płótno.
— Odczytam go więc, państwu, bo sądzę, że wszystkich zainteresuje...
Powoli, uroczyście zabrzmiał w gabinecie głos prokuratora. Widać było, że do pisma, które trzyma w dłoni, przywiązuje wagę niezwykłą. Początek listu pisany był nieco chaotycznie i znać było, że pisała go zmagająca się z chorobą i gorączką osoba. Został datowany poprzedniego dnia.

„Ciężki popełniłam grzech — brzmiała spowiedź Oleńki Walendziakówny — dając wciągnąć się w tę sprawę. Przyczyniłam się do zguby człowieka! O jakże Bóg pokarał mnie za to i śmierć moja jest bliska... Bo niczem innem, tylko karze Bożej, przypisuję nagłe pogorszenie się mego zdrowia... Napewno umrę... Sama sobie się dziwię, że jeszcze żyję... Ale, przed śmiercią pragnęłabym zmazać winę! Przed Otockim! Czy go zobaczę?... Wątpię!... Obiecywał odnaleźć go Wręcz, ale straciłam wszelką nadzieję... Nie łatwo znajdzie... Wiem, tedy, co zrobię... Gdy ciotka jutro wyjdzie po zakupy do miasta — ona przeszkodziłaby mi w tym zamiarze — sama się zwlokę z łóżka, zejdę i rzucę list do skrzynki. W ten sposób dojdzie do rąk prokuratora. A komu innemu bałabym się powierzyć go... Różnie po mojej śmierci przydarzyć się może i niejednemu będzie zależało na tem, żeby list zniszczyć...“

— Rozumiemy! — wykrzyknęli niemal jednocześnie Wręcz i Otocki, podczas, gdy w oczach panny Janeczki szkliły się łzy — tym razem radości.
W rzeczy samej, sprawa przedstawiała się jasno. Walendziakówna, korzystając z nieobecności starej