Ta strona została uwierzytelniona.
prosiłam go do sypialni, plotąc jakieś zdania bez związku i oczekując, by Gozdowski, co rychlej się zjawił. Wreszcie, posłyszałam zgrzyt przy wejściowych drzwiach, otwierał je swym kluczem. Ale, hałas ten zwrócił również uwagę Otockiego. Zerwał się nagle z miejsca. — „W pułapkę jakąś wciąga mnie pani! — zawołał — Co to wszystko znaczy? Ani słówka nie posłyszałem z zapowiedzianych rewelacyj, a do mieszkania chyłkiem zakradają się obcy ludzie!“ Już miał podbiec do drzwi, gdy te otworzyły się z trzaskiem. Ukazał się w nich Gozdowski, później Horyński, a na końcu jeszcze jakiś mężczyzna, jak się później dowiedziałam, doktór Tretter. Popatrzył na nich z gniewem — „Więc, tu — zawołał — zwabiliście mnie, podli! Ani tu, ani gdzieindziej z wami rozmawiać nie będę! Któż jest ten jegomość? — wskazał na Trettera — Jakiś pokątny doradca? Proszę wypuścić mnie natychmiast, z szubrawcami nie zamierzam mieć do czynienia!“ — Oni, niby rozstąpili się, dając mu przejście, ale gdy znalazł się wśród nich, nagle Horyński uderzył go z tyłu, z całej mocy w głowę. Wyraźnie zauważyłam, gumową pałką, którą przedtem chował starannie za plecami, a pan Otocki zwalił się nieprzytomny, po tym ciosie, na podłogę. — „Doktorze! — zawołał Gozdowski do Trettera, gdy spostrzegł, że Otocki leży nieruchomo — teraz ty przystępuj do dzieła“.
Nagle prokurator przerwał. Tretter, siedzący dotychczas w milczeniu, wstał i pocichu kierował się do wyjścia.
— Niedobrze mi! — szepnął.
— Pan zostanie! — ostro wyrzekł prokurator, poczem dodał, zwracając się do obecnego w pokoju woźnego — Proszę dobrze uważać, żeby stąd nikt nie wyszedł.... Potem trzeba będzie zawezwać dyżurnego posterunkowego, a może i kilku posterunkowych...