Ta strona została uwierzytelniona.
dzie chorował kilka tygodni... Po upływie tego czasu, albo umrze, albo się ocknie, ale wątpię, by pamięć wróciła. Pozostanie nieszkodliwym idjotą. A gdyby cud się stał i oprzytomniał, to przecież znajdować się będzie w moim zakładzie i coś nowego wymyślę“.
— Cud się stał i nie zdołał Tretter nic nowego wymyślić w swej mordowni! — zawołała Janeczka —
Ale prokurator nakazał jej milczenie. Groźne wyznania miały się ku końcowi.
— „W rzeczy samej, natychmiast, zabrano z mieszkania Otockiego i wiem, że wszystko odbyło się tak, jak przepowiedział Tretter. Dostał straszliwego ataku furji i chciał pokaleczyć cały szereg osób nożem, który, zapewne mu podsunięto... Gozdawa-Gozdowski wypłacił mi część przyobiecanej sumy, ale nie cieszyły mnie podobną drogą zdobyte pieniądze. Nie myślałam, że sprawy zajdą tak daleko i że, mimowoli, przyczynię się do podobnego łotrowstwa... Wszak, również wiedziałam od Gozdowskiego, że po ataku szału, odstawiono Otockiego do sanatorjum Trettera i że żywy stamtąd nie wyjdzie... Pragnęłam za wszelką cenę go uratować, a gdy doniesiono mi, że w niepojęty sposób stamtąd uciekł, wprost nie posiadałam się z radości i koniecznie chciałam go ujrzeć przed śmiercią, aby przebłagać, wyprosić przebaczenie... Niestety, nie udało mi się... Tą drogą więc, wysyłam tę spowiedź i ta nadzieja krzepi mnie w ostatniej godzinie, że znajdzie się ona w należytych rękach. Przysięgam, że wszystko, co napisałam jest prawdą... Nie kłamie się, gdy za godzin kilka, ma się stanąć przed Panem Bogiem...“
Tu następował podpis — i list był skończony.
— A co, nie mówiłem! — pierwszy wyrwał się Wręcz — znów pewien siebie i napuszony, niczem kogut — Łotr z Gozdawy-Gozdowskiego! Łotr ostatni, jak Wręcz, herbu Leliwa, jestem! Pasy drzeć, mało!