natychmiast rozkazu nie spełni, zawartość szklanki przymusowo mu zostanie wlana do gardła.
— Ja piję! — szepnął, z widocznym przestrachem, patrząc na swego oprawcę — Piję!
Pochwycił długiemi, rasowemi palcami szklankę i odwróciwszy się nieco na bok, ksztusząc się, jął sączyć płyn do dna. Czynił to powoli, z widocznym wstrętem i nieraz zachłysnął się porządnie. Wreszcie szklanka była pusta.
— Proszę! — wskazał ją Antoniemu i postawił z powrotem na nocnym stoliku.
Pielęgniarz mruknął coś niewyraźnie, poczem odwrócił się i nie życząc nawet pacjentowi dobrej nocy opuścił pokój.
— Będzie spał, jak zabity! — mamrotał, zasuwając ciężkie rygle — a jutro będzie chodził ogłupiały. Jeśli, wogóle, wstanie z łóżka... Ja, zato dziś mogę sobie pofolgować, bo napewno nie zbudzi mnie w nocy...
Młody człowiek pozostał sam.
Chwilę leżał nieruchomo, zamknąwszy oczy i niby nadsłuchując, czy nie powróci Antoni. Wreszcie, gdy żaden szmer, po dłuższym upływie czasu, nie zwiastował tego powrotu, porwał się ze swego posłania Zdziwiłby się bardzo teraz pielęgniarz, gdyby mógł spostrzec, że jego pupil jest całkowicie ubrany.
— Wszystko tu straszne! — szeptał — Nie podoba mi się w tym zakładzie! I ten Antoni, z miną zbója i ten doktór, który choć twierdzi, że nie wie kim jestem, wyraźnie unika mego wzroku! I to lekarstwo, po którem bezwzględnie mi gorzej... Nie odzyskuję po niem pamięci, a raczej ją tracę... To też, postanowiłem dziś uczynić próbę. Wylałem ją za poduszkę...
Spojrzał na dużą, mokrą plamę, doskonale teraz widoczną na łóżku, z poza odsuniętej kołdry.
— Zrobiłem próbę! — szepnął dalej — Przekonam się, jak się poczuję, bez lekarstwa... Bo, kim jestem? Jak się nazywam? Czemu mnie tu osadzono? Straszne, potworne, okropne...
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.