W otwartych drzwiach ukazała się postać kobiety, — młodej dziewczyny, w białym fartuchu. Mógł ją doskonale rozróżnić, dzięki umieszczonej wysoko pod sufitem, nieco tylko na noc przyciemnianej, elektrycznej lampce. Widział przed sobą wcale przystojną pielęgniarkę, na której twarzy rysował się wyraz niepokoju i współczucia.
— Zmieniła pani Antoniego? — zapytał z zadowoleniem, sądząc, iż miast ponurego draba, wyznaczył mu do opieki dr. Tretter tę ładną i sympatyczną osóbkę.
Ale dziewczyna położyła palec na ustach.
— Cs... — szepnęła — Niechaj pan mówi ciszej. Nie przybywam tu w oficjalnym charakterze! Przybywam, aby go ratować!
— Mnie ratować?
Zamknęła drzwi za sobą i zbliżywszy się do łóżka, tłumaczyła zniżonym głosem:
— Wiem, że zagraża panu poważne niebezpieczeństwo! Jak pan się nazywa? Gdzie mieszkają pańscy krewni, lub przyjaciele?
Z rozpaczą załamał ręce.
— Pani! — zawołał do młodej osóbki, nabrawszy do niej całkowitego zaufania — Gdybym ja to wiedział! Od kilku dni, kiedy odzyskałem przytomność, stwierdziłem z rozpaczą, że straciłem całkowicie pamięć. Sam nie wiem, ani jak się nazywam ani kim jestem! A ten przebrzydły doktór twierdzi, że nie może mi w tej sprawie dopomóc, bo znaleziono mnie przypadkowo w pobliżu toru kolejowego.
Dziwny cień przebiegł po twarzy przystojnej pielęgniarki. Podobne zaniki całkowitej pamięci, nie były z literatury jej obce, a to co posłyszała, potwierdzało całkowicie jej poprzednie przypuszczenia.
— Tretter kłamie! — wymówiła z podrażnieniem, kłamie świadomie, gdyż uczestniczy w jakimś uknutym przeciw panu spisku. Przywiozła tu pana prywatnem autem jakaś pani, którą tytułowano hrabiną.
— Nie znam żadnej hrabiny!
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.