się z łóżka. Obrzuciła wzrokiem jego zgrabną postać, stwierdzając z zadowoleniem, że w każdej chwili może być gotowy do wyjścia.
— Zagraża mi więc niebezpieczeństwo — mówił tymczasem — i moje dni są policzone. Jak się ratować, co czynić? Nie wszystko to jeszcze, że nie połknąłem trującej mikstury... Jutro, nie wiem, czy uda mi się ten podstęp...
— Co czynić? — rzuciła krótko — Uciekać!
— Uciekać? — powtórzył — Toć ten zakład to istne więzienie! Łatwo stąd się nie wydostanę?
Ona położyła dłoń na jego ramieniu. Patrzyła nań, jak patrzy na nieszczęśliwego brata, szczerze przywiązana, dobra siostra.
— Przewidziałam wszelkie trudności — oświadczyła — i teraz, zdarza się taka okazja, jaka nie prędko się powtórzy, Antoni, sądząc, że pan zażył lekarstwo i zasnął, zaryglował pana starannie, a sam upił się do nieprzytomności, bo czuje stały pociąg do butelki. Leży w sąsiednim pokoju i chrapie, nawet anioł nie zbudziłby go na Sąd Ostateczny. Dlatego, swobodnie mogłam przedostać się do pana, bo przyznaję się, że zaciekawił mnie jego los...
— Co prawda, nie sądziłam, że pan całkowicie stracił pamięć, ale gdy tu szłam, już powzięłam zamiar dopomożenia mu do ucieczki. Powtarzam, Antoni chrapie, w oknach mieszkania doktora Trettera jest ciemno i oddawna śpi na górze. Będziemy mogli prześlizgnąć się swobodnie... Wyprowadzę pana boczną furtką... Jest pan ubrany, wszystko znakomicie się składa...
Przyszedł mu nagle skrupuł do głowy.
— Ale, — zapytał — czy panią nie spotka za to duża przykrość?
— Najmniejsza! — odrzekła. — Tretter nabierze przekonania, że to Antoni zapomniał zasunąć rygle, po pijanemu. Antoni przeżyje kilka niemiłych chwil, co mu zresztą, oddawna należy... Nie traćmy czasu i chodźmy...
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.