Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chodźmy! — powtórzył młody człowiek z radosnym błyskiem w oczach — Pani jest, doprawdy aniołem!
— Nie zwróciła uwagi na ten szczery wykrzyknik, podeszła do drzwi i otworzyła je. Obrzucił, po raz ostatni wzrokiem swój niewielki pokoik, jakby sprawdzając, czy czego nie zapomniał, lecz wnet się uśmiechnął. Prócz ubrania, kapelusza i chusteczki do nosa, przecież nie posiadał innego majątku.
Raźno podążył za swą wybawicielką.
Następny pokój był ciemny, lecz dobiegło z niego głośne chrapanie. W półmroku dojrzał rozwalonego na ceratowej otomanie pielęgniarza, który spał z otwartemi ustami.
Później jeszcze jakiś pokój, w którym pachniało chloroformem. Potem schody — i ręka młodej dziewczyny pochwyciła go za ramię.
— Ostrożnie! Kilka stopni! Już jesteśmy na dole!...
Nacisnęła klamkę i znaleźli się w parku. Owiało ich ciepłe powietrze majowej nocy, a drzewa otaczające dom zdawało się, szeptały radośnie:
— Bogu dzięki... Bogu dzięki...
Najcięższa część zadania została spełniona. Ale, należało jeszcze, dotrzeć do furtki, otwierającej całkowitą drogę do swobody. I to powiodło się znakmicie, nawet żwir nie skrzypiał pd ich stopami, gdy szli do parkanu, okalającego zakład dr. Trettera. W oknach domku stróża było ciemno, a kręcący się tam pies, widocznie dobrze znając pielęgniarkę, począł się do niej łasić.
Klucz, na szczęście, tkwił od wewnątrz, w zamku furtki. Lekko skrzypnął jeno, gdy przekręcała go powoli.
— Jest pan wolny — szepnęła, szeroko otwierając furtkę i wskazując na dróżkę, ciągnącą się śród pól. Za tą ścieżką, znajduje się lasek. Gdy pan go minie, ujrzy pan zdala światła kolejowej stacji... A później, sama nie wiem, co mu radzić...