Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tylko, dziesięć minut! — powtórzył w duchu z radością. Dziesięć minut, a później...
W podnieceniu, oczekując na pociąg, jął się przechadzać wzdłuż szyn kolejowych. W rzeczy samej, ruch, jaki niezadługo zapanował na stacyjce świadczył, że rychło nadejdzie pociąg. Gdy przedtem wydawała się całkiem obumarła i pusta, teraz pojawił się dróżnik z zaświeconą latarką a kędyś z mroku wypłynął starozakonny kupiec, w długim chałacie w towarzystwie grubej, otulonej w chustkę żydówki, oboje z ogromnemi koszami. Dalej, od strony pola, wesoło pogwizdując, wędrowało trzech jakichś podmiejskich andrusów, zapewne, by przez ciekawość asystować przy odejściu pociągu.
— Poczęstowałby nas hrabia, papierosem! — odezwał się jeden z nich, kiedy z nim się zrównali — Hrabia jedzie do Warszawy, to tam se kupi! A my palim ostatnie i nie dostaniem już na tej stacyjce, bo bufet zamknięty!
— Nie mam papierosów! — odciął krótko, gdyż istotnie ich nie posiadał.
— Te! Taki fajno ubrany, a taki skąpy...
Odszedł o kilka kroków dalej, nie chcąc być narażonym na dalsze zaczepki. Andrusy popatrzyli za nim w ślad, lecz widocznie, wywnioskowawszy z jego miny, że nie przydadzą się na nic natarczywe nawet prośby, pozostawili go w spokoju i usiedli na ławce, może w oczekiwaniu innej ofiary.
— Jenszy frajer dulcem wygodzi... Nie ten, wydymany...
Puścił mimo uszów epitet i wyglądał pociągu. Jeszcze kilka minut, a zniknie stąd bezpowrotnie i nigdy nie ujrzy przeklętego zakładu dr. Trettera. Jeszcze kilka minut, a znajdzie się w przedziale pociągu, by rozpocząć z życiem nową walkę.
— Lecz, cóż to?
Gdy wydawało mu się już, iż zdala połuskują olbrzymie ślepia zbliżającego się pociągu, wtem drugi szczegół zwrócił jego uwagę.
Noc była jasna, księżycowa. Zdala spostrzegł, iż