łąka, ta sama, którą on przebył, udając się na stację, biegnie jakiś człowiek. Biegnie, wymachując rękami, a jego postać dziwnie mu jest znana.
— Tretter? — mało nie wykrzyknął z przerażeniem — Czyżby się mylił? Nie, napewno. Tretter!
Zadygotało w nim wszystko. Więc, gdy ledwie kilka minut dzieliło go od ocalenia, znów miał wpaść w szpony doktora? Zauważył ucieczkę i sam tu biegnie, aby go pochwycić. Co czynić? Zrezygnować z zakupionego biletu i śród mroków nocy szukać ocalenia? Lecz Tretter, nie da za wygraną, narobi na stacji alarmu, rzucą się za nim.
— Co robić?
Tymczasem, Tretter zbliżał się coraz bardziej. Istotnie, sam rzucił się w pogoń, gdy odwiedziwszy w nocy, celę pacjenta Nr. 210, zastał ją pustą, a obok niej pijanego do nieprzytomności, pielęgniarza. Rzucił się, jak stał, bez marynarki i kapelusza, nie chcąc tracić sekundy czasu i nie zabrawszy nikogo do pomocy ze sobą z zakładu. Może nie chciał w drażliwą sprawę wtajemniczać innych, może sądził, że i tak sobie poradzi. Tedy, biegł na pół ubrany, zziajany, z rozwianemi włosami i brodą, niby sam oszalał, a na jego twarzy odbijało się przerażenie, że z rąk może mu się wymknąć ofiara.
— Łapajcie! Trzymajcie! — ryczał zdala i snać musiał poznać młodego człowieka, bo wyciągał rękę w jego kierunku.
— Co począć?
Tretter już przeskakuje przez szyny kolejowe i wnet tu się znajdzie. A z drugiej strony, teraz naprawdę nadchodzi pociąg, słychać dudnienie kół i odległy gwizd maszyny. Ale Tretter przybędzie przed pociągiem, zanim zdąży doń wskoczyć...
— Co robić?
Czuł, jak chłodny pot rosi mu czoło. Lecz, raptem niespodziewana myśl, niczem błyskawiczna, przemknęła w jego głowie.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.