Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

dujące się tu cukiernie i restauracje, w pobliskich sklepach czynił zakupy. A dalej... nic...
Luka... Przeklęta luka...
— Boże! — jęknął — Co za męka? Kim jestem? Co robiłem? Jak się nazywam?
Wtem, przystanął. W związku z temi dręczącemi myślami, nasuwała się nowa troska.
Uciekł z zakładu dr. Trettera, nie mogąc ani chwili dłużej, w obawie o swe życie, tam pozostać. Uciekł do Warszawy. Lecz, cóż dalej pocznie on, człowiek bez nazwiska, posiadający w kieszeni ledwie kilkadziesiąt złotych.
Dąkąd się udać?
Gdyby miał jakikolwiek dowód osobisty, najprostsze byłoby teraz wynaleźć hotelik i w nim zamieszkać. Wszak z setki, otrzymanej od panny Janeczki pozostanie prawie złotych osiemdziesiąt, a sumka ta, przy skromnem życiu, starczyłaby na pewien czas, póki nie znalazłaby się inna rada. Ale, nie posiadając żadnego dokumentu, nie mógł się udać nawet do najgorszego zajazdu, czy też ostatniorzędnych pokojów umeblowanych. Odmówionoby mu noclegu i wzbudziłby podejrzenia. A władze? Władze, zapewne, uwierzyłyby nie jemu i jako zbiegłego warjata, odstawionoby go do zakładu dr. Trettera zpowrotem.
Co pocznie? Dokąd się obróci? Bez znajomych przyjaciół? Czyż jego sytuacja, w tej ludnej stolicy nie przypomina zupełnie położenia rozbitka, który znalazł się sam, pośród burzliwych wód oceanu i nie ma, do kogo wyciągnąć ręki o pomoc?
Znów, chłodny pot zrosił czoło, jak wówczas, gdy ujrzał dr. Trettera, biegnącego w stronę małej stacyjki, aby go pochwycić.
— Co dalej?
Przyszłość przedstawiała się beznadziejnie, a trudności które wydawały się łatwe do pokonania i nad