Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

— Och! — jęknął.
Zimne ciarki przebiegły wzdłuż pleców i wydało mu się, że ktoś pochwycił jego serce w kleszcze. Teraz wszystko było jasne. Narobił jakichś niesłychanych świństw i musiał uciekać z Polski. Zapewne, to samo powtórzyło się zagranicą. Później, zaszedł dziwny wypadek, w czasie którego stracił pamięć, a krewni, chcąc nazawsze z nim skończyć, by nadal ich nie kompromitował, osadzili go w zakładzie dr. Trettera. Ach, pocóż uciekał, a nie umarł tam raczej- Przecież, teraz czuje takie obrzydzenie do wszystkiego, co niskie i podłe. A jak wymazać przeszłość?
— Skąd, właściwie, wracasz? — zabrzmiało nowe zapytanie.
Zagryzł wargi. Miał mu odpowiedzieć, że wraca z domu obłąkanych? A może, napełniłoby to, tego dyrektora Wręcza, obrzydzeniem? Miał wyznać o duchowej przemianie, jaka w nim nastąpiła? A nuż poczytałby to za podstęp? Widocznie, część jego wstrętnych przygód jest Wręczowi nieznana i najlepiej będzie chwilowo o nich zamilczeć. Gdyż wydaje się, istotnie, szczerze życzliwie do niego usposobiony i pragnie mu służyć pomocą. A on tak potrzebuje pomocy.
— Stamtąd, skąd wiesz! — mruknął ogólnikowo.
— Nareszcie — ucieszył się Wręcz — gadasz, jak człowiek! Bo, chwilami, wydawało mi się, że się pomyliłem! Ale, teraz nie mam już żadnej wątpliwości, poznaję cię i po głosie! Przyznać jednak trzeba, że w ciągu tych dwóch lat zmieniłeś się bardzo. Nie tylko zewnętrznie. Zgoliłeś wąsy i nie nosisz monokla. Równie, jakby spoważniałeś. Musiałeś przejść przez tęgie cęgi, gdyż znikł twój uśmiech beztroski i zwykła wesołość. Toć, dawniej byłeś najlekkomyślniejszym z ludzi...
Kiedy spoważnieć trzeba?
— Rozumiem! Choć chwalę cię przedwcześnie, bo i to dowód okropnej lekkomyślności, żeś się tu znalazł? Poznać cię mogą lada chwila, a wtedy... O... spójrz na tę panią! Cóż, to znaczy?
W rzeczy samej, gdy muzyka grać poczęła jakiegoś