nieważ nie było stolików, posadził owego Wręcza przy jego stoliku...
— Musi to być przygodna znajomość, gdyż przedtem nie znał żadnego Wręcza i również nigdy nie słyszałam o podobnym dyrektorze! A przecież znam wszystkich jego znajomych. Ale musi się czuć dobrze, pewny siebie, skoro nie ukrywa się wcale i ośmielił się pojawić w „Livoy‘u“...
— Co zamierzasz dalej czynić?
W głosie pani Izy, kiedy odpowiadała, zadźwięczała nietajona nienawiść.
— Toć chyba domyślasz się — twardo wyrzekła — że nie zrezygnuję z dalszej walki! Niema wyboru! Albo ja go usunę na zawsze z mej drogi, albo on mnie zgubi! Myślę tylko, że jestem daleko silniejsza od niego i łatwo sobie z nim poradzę! W to, co zacznie opowiadać, nie uwierzy nikt, zbyt dobrze urobiłam opinję. A dla ogółu będzie zbiegłym z zakładu dla obłąkanych warjatem...
— Tak! Zbiegłym z zakładu dla obłąkanych warjatem!
— Natychmiast, zawiadomię władze! Zanim zdąży się z kimkolwiek porozumieć w Warszawie, pochwycą go i odstawią do sanatorjum dr. Trettera... A wtedy, już ja się postaram, żeby nie uciekł powtórnie i żeby tej całej historji jaknajszybszy nastąpił koniec...
— Rozumiem!
— Więc, rozłącz się! Szczerze ci wdzięczna jestem za ten telefon! Dzwonię zaraz do policji... Może go jeszcze przyłapią w „Livoy‘u“...
Rozmowa została ukończona. Ale, gdy w pół godziny, może później, zawiadomieni przez tajemniczą panią Izę, wywiadowcy zjawili się w restauracyjnej sali, młodego człowieka już nie było.
Wchodził on właśnie, do luksusowo urządzonego apartamentu swego przyjaciela, dyrektora Wręcza, który szczerze się cieszył, że po długiem niewidzeniu odnalazł, tyle mu teraz potrzebnego — Janusza Darskiego.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.