Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto, pan nie wie? Przecież do banku „Pożyczek Wzajemnych“, gdzie jest dyrektorem!
— Tak.. tak...
Ale sługa, widocznie, postanowił zrzucić cały ciężar, leżący na sercu.
— Coś przez dwa lata odmienili pana! — raptem wypalił — Niby pan taki sam, a zupełnie inny! Poznaję i niepoznaję. Przez chwilę, kiedy pan wczoraj przyszedł z naszym panem i słałem mu łóżko, to wydawało mi się, że to wcale nie pan Darski! Dlatego, ciągle się przyglądam... Pan, czy nie pan? I zapomniał, że dyrektor jest w banku „Pożyczek Wzajemnych“, a wczoraj nawet nie wiedział, jak stary Jan, ma na imię! — podkreślił z oburzeniem — A ile lat już, przecie, pan zna starego Jana?
Postarał się pokryć uśmiechem zmieszanie:
— Niechaj Jan się na mnie nie gniewa — odparł, zadowolony, iż dowiedział się, jak kamerdyner ma na imię — Zmęczony byłem po długiej podróży.
Zapewne, to samo wyjaśnienie przychodziło na myśl służącemu.
— A gdziebym ja tam śmiał się gniewać! — wzruszył ramionami — Dziwiło mnie tylko! I litość brała nad panem... Że tyle czasu musiał się natłuc po świecie i taki zbiedzony do nas powrócił...
— Tak... tak...
Jan był znakomicie ułożonym kamerdynerem. Z niewyraźnych odpowiedzi młodego człowieka, wywnioskował, że może poufali się zbytnio i niemiłe mu są te przypomnienia. Wnet, zmienił temat rozmowy...
— Przepraszam — oświadczył — że tak szczerze gadam! Ot zwyczajnie, jak stary! No i byłem panu zawsze życzliwy... Da Bóg, wszystko teraz się odmieni, a nasz pan dyrektor dopomoże... Bo on, pana, naprawdę lubi... Kiedy z domu wychodził, to prosił, żebym panem ciągle się opiekował...
— Prosił jeszcze — ciągnął Jan dalej — żeby pan z domu nie wychodził, bo... — tu uczynił porozumiewawczą minę — różnie na mieście przydarzyć się mo-