Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

że... Ja tam nikomu nie wspomnę, że pan u nas znajduje się w mieszkaniu, a dozorcy wytłumaczyłem, że poszedł... Musi więc pan tu siedzieć spokojnie, dopóki pan dyrektor nie powróci... A dyrektor, wróci na obiad, o piątej...
A gdy Jan odszedł, zjazd śniadanie, wyskoczył ze swego improwizowanego łóżka i pośpiesznie począł się ubierać.
Zaspał porządnie. Zegar, znajdujący się na kominku wskazywał wpół do drugiej. Ale, może i lepiej się stało. Wszak tyle godzin dzieliło go od nadejścia Wręcza.
Czas ten, postarał sobie skrócić spacerem po mieszkaniu. W rzeczy samej, bogatym człowiekiem musiał być wręcz — stary kawaler, jak wczoraj jeszcze się dowiedział — skoro mógł sobie pozwolić na zajmowanie pięciopokojowego, luksusowego apartamentu, gdzie prócz niego nie mieszkał nikt, poza służbą, kamerdynerem Janem i niemłodą już kucharką, podobno znakomitością w swoim rodzaju, zadawalniającą najwybredniejsze zamiłowania kulinarne dyrektora.
Sam apartament urządzony był niezwykle bogato i nie brakło w nim ani kosztownych mebli, ani cennych dywanów, ani pięknych obrazów. Z przybranego rogami jeleniemi przedpokoju, wchodziło się z jednej strony do empirowego gabinetu, z drugiej — do salonu w stylu Ludwika XV. Za nim znajdował się gdański stołowy, sypialnia dyrektora, a później w korytarzu pokój, bez właściwego przeznaczenia. Może, dla odwiedzających Wręcza gości. Ten pokój właśnie, przeznaczono młodemu człowiekowi.
Chodził tedy po mieszkaniu, z zaciekawieniem rozglądając się dokoła i rzecz jedną stwierdzał ze zdziwieniem. Jeśli przedtem, łatwo rozpoznawał ulice w Warszawie, a miał nawet wrażenie, że był kiedyś w restauracyjnej sali „Livoy‘u“, teraz ten apartament nie nasuwał mu najlżejszych wspomnień. Czyżby podobne figle płatała pamięć? Przecież twierdzili Wręcz i Jan, że za dawnych czasów bywał tu częstym goś-