Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

rywów. Lecz, czyż z podobnym balastem przeszłości, wolno mu będzie rozpocząć życie po raz wtóry?
— Czy ktokolwiek uwierzy w tę przemianę? — szepnął.
Powrócił do gabinetu i postawił zpowrotem fotografję na biurku. Później, chcąc rozproszyć przykre myśli, jął wyjmować książki ze znajdującej się tam bibljoteki i przeglądać je. Z zadowoleniem stwierdzał, że czyta łatwo i rozumie, nietylko po polsku, ale i francusku i niemiecku. Zajął go nawet bardzo, jakiś niedawno wydany, paryski romans.
— Więc...
Punktualnie, z uderzeniem godziny piątej, do mieszkania powrócił dyrektor Wręcz. Z radością powitał swego, nowego lokatora.
— Grzeczny jesteś! — już zdala wołał, spostrzegłszy go pochylonego nad książką w gabinecie — Czytasz, w pobliżu własnej fotografji! Widzisz, jak cię kocham! Twój wizerunek stale znajdował się u mnie na biurku...
Uścisnął dłoń młodego człowieka, który powstał na jego powitanie i dalej mówił:
— Co prawda, zewnętrznie zmieniłeś się bardzo, ale dla mnie pozostałeś zawsze ten sam! Więc nie wychodziłeś? Doskonale! O twoim pobycie w Warszawie, rzecz prosta, nie zawiadamiałem nikogo! Nawet, najbliższych, dawnych przyjaciół... Jest to niewskazane, dopóki my, we dwójkę, nie ułożymy naszych spraw.
— Tak... tak... — powtórzył ucieszony, że nie będzie musiał rozmawiać z ludźmi, teraz mu całkowicie obcemi.
— Więc, nie zawiadamiałem nikogo! Szczególniej, że wątpię, czy długo będziesz mógł tu pozostać i mam względem ciebie pewne zamiary... Tylko jeden, uczyniłem wyjątek.
— Wyjątek?
Tak, szykuję ci pewną niespodziankę! Mam wrażenie, że bardzo z niej będziesz zadowolony!