I on zerwał się z kanapy, zadowolony, że tak sprytnie się wykręcił z grożącego mu „niebezpieczeństwa“. Pragnąć, jednak zatuszować złe wrażenie i z konieczności zmuszony grać rolę swego poprzednika, dwukrotnie lekko pocłował ją w ramię.
— Zawsze wiedziałem, że z ciebie mądra kobietka, Lolu! — wymówił, starając się ją udobruchać — Dziś załatwię moje sprawy, a jutro jestem całkowicie do twej dyspozycji!
Ale, choć Lola, niby zgadzała się z tem, gniewna zmarszczka nie nikła z jej czoła. Rychło też odeszła, twierdząc, że czas już udać się do teatrzyku, w którym występowała i że jutro zatelefonuje.
— Jutro! — odetchnął — Tyle rzeczy stać się mogło do jutra!
Dopiero, na schodach, gdy zamknął za nią drzwi, dała ulgę swemu uniesieniu.
— Psiakrew! — zaklęła — Wcale go nie poznaję! Chyba go odmienili!
Na szczęście, przed wyjściem z mieszkania Wręcza, nie sprawdziła, czy dyrektor znajduje się w domu. Przekonałaby się bowiem, że i w tym wypadku okłamał ją rzekomy kochanek. Wręcz, może nie chcąc przeszkadzać zakochanej parze, wyszedł dawno, oświadczając Janowi, że późno dopiero powróci. Zlecił tylko kamerdynerowi, by ten prosił usilnie jego przyjaciela Janusza Darskiego, by pod żadnym pozorem nie wydalał się z domu.
Nazajutrz, o godzinie ósmej rano, gdy nasz młody człowiek jeszcze znajdował się w łóżku, zjawił się w jego pokoju Wręcz.
— Przepraszam, że cię budzę — oświadczył, widząc, że tenże dopiero otwiera oczy — Ale chciałem, nareszcie pogadać z tobą, co do twej przyszłości! Wspominałem ci, że mam pewien plan...