Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

i znów wytłumaczył ją po swojemu. Sądził, iż kochany Januszek Darski, żywi pewne obawy, iż gdy wykona swe zadanie, dyrektor może zawieść jego zaufanie.
— Tedy, skończyliśmy! — rzekł, powstając z krzesełka, znajdującego się obok otomany, na której leżał młody człowiek — Czemu udajesz, że się namyślasz i głupie miny wyrabiasz? Dla ciebie ta historja, to głupstwo i nie masz innego wyboru! Po za mną, nikt ci w Warszawie pięciu groszy nie da i marnie zginiesz! A tak? Ty mnie pomagasz, ja tobie! Dlatego bardzo się ucieszyłem, gdy cię spotkałem, bo czułem, że nawzajem się wyratujemy! Rzecz prosta, musisz trzymać język za zębami i nikomu o tem ani słówka, nawet najdroższej Loli. A żebyś wiedział, że wszystko traktuję poważnie — tu nastąpił kulminacyjny punkt przemówienia dyrektora — dam ci małe á conto...
Sięgnął do bocznej kieszeni marynarki i wyciągnął stamtąd gruby, skórzany portfel. Wyjął z niego trzy nowe stuzłotówki i rozłożył je w wachlarz.
— Masz! — rzucił banknoty niedbale na kolana leżącego — Trzysta złotych.
— Trzysta złotych!
— Oczywiście — mentorskim tonem dodał Wręcz — nie daję ci tych pieniędzy poto, żebyś zaraz pobiegł na miasto... Ale, przydać się mogą choćby dla Loli... — napomknął, mniemając, że dzięki pieniężnym nieporozumieniom, tak krótkotrwała była wczorajsza wizyta — Bierz! Tylko, daj mi słowo, że nie wyjdziesz z mieszkania! Powrócę, jak wczoraj, na obiad o piątej... Nie będziesz się zbytnio nudził bezemnie, bo zapewne, niedługo Lola cię odwiedzi...
Ręka młodego człowieka machinalnie wyciągnęła się po szeleszczące stuzłotówki. Pochwycił je jakoś drapieżnia, zajadle. Przez sekundę, miał ochotę, zmiąć banknoty w jeden kłębek i rzucić w twarz Wręczowi, wołając:
— Pomylił się pan! Nie jestem Januszem Darskim! Nie namówisz mnie, stary oszuście, do żadnej podłości!