Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

i wymysły. W ich głowach, prawie jednocześnie powstało jedno zapytanie:
— Kto to taki?
— Pewne jakiś niebieski ptak — rozważał w duchu dyrektor swoją omyłkę! A teraz zechce szantażować! Ładniem wpadł!
Męczyliby się, zapewne, bezskutecznie nad rozwiązaniem tej zagadki, gdyby wtem w przedpokoju nie zabrzmiał nowy dzwonek, a wnet później nie ukazał się Jan i z pewnem zmieszaniem nie zameldował:
— Policyjny wywiadowca w poufnej sprawie do pana dyrektora!
— Policja? — jęknął — Czegóż chce odemnie wywiadowca?
Czuł, że po grubym karku spływa mu pot. Czyżby ten ptaszek, już zdążył go zadenuncjować przed władzami?
Ale twarz wywiadowcy, gdy wszedł do sali jadalnej, nie zdradzała złych zamiarów.
— Przepraszam najmocniej — mówił — że niepokoję pana dyrektora! Zjawiłem się tutaj, sądząc, że pan dyrektor będzie mógł mi udzielić informacji o pewnym zbiegu.
— Zbiegu? — z trudem Wręcz udawał obojętność i spokój.
— Tak! Dwa dni temu, zaszedł pan dyrektor przypadkiem, w nocy do „Livoy‘u“, a ponieważ wszystkie stoliki znajdowały się zajęte, zarządzający posadził pana w towarzystwie jakiegoś młodego człowieka... Tym młodym człowiekiem był obłąkany, który uciekł, przed kilku godzinami zaledwie, z domu zdrowia...
— Warjat? — prawie wrzasnął Wręcz, a Lola zawtórowała mu cichym okrzykiem — Więc, to był warjat?
— Pochodzi z bardzo dobrej rodziny — tłumaczył wywiadowca — ale cierpi na pomieszanie zmysłów! Podobno ma być nadzwyczaj niebezpieczny, tem groźniejszy, że trudno w pierwszej chwili poznać, iż jest chory... Gdy dostanie ataku furji, może