Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

zabić człowieka... To też rodzina i dr. Tretter, pod którego opieką znajdował się w sanatorjum, postawili niemal całą policję na nogi...
— Niebezpieczny... Może zabić człowieka... — machinalnie powtarzał Wręcz.
— Szukamy go wszędzie — mówił dalej wywiadowca — ale ukrył się tak, że go nigdzie znaleźć nie można. Nie wiemy tylko, skąd ma pieniądze? Okradł kogo po drodze? Bo, na niego i to możliwe. Otóż, ponieważ wszelkie nasze wysiłki dotychczas pozostały bezskuteczne, a od baronowej Gerlicz dowiedzieliśmy się, że siedział wraz z panem, przybyłem zapytać pana dyrektora, czy ten szaleniec z jakiemi zamiarami wówczas się nie wygadał?
— Ach! — szepnął, przypominając sobie incydent z baronową Gerlicz i pojmując, czemu wywiadowca znalazł się u niego — Baronowa dlatego mu się tak przyglądała? A ja tyle czasu spędziłem z warjatem!
Wykrzyknik mocno był dwuznaczny, lecz nie uderzył wywiadowcy. Zmieszanie Wręcza przypisał wrażeniu, wywołanemu niespodziewaną, a niezwykłą wiadomością.
— Nic nie mówił? — powtórzył.
Wręcz całkowicie już ochłonął z przestrachu i zreflektował się. Opowiedzieć całą prawdę było zbyt niebezpieczne. Mrugnąwszy okiem na Lolę, by ta nie zdradziła go przypadkiem, jął kłamać.
— Nie... Rozmawialiśmy o obojętnych tematach, a właściwie nie rozmawialiśmy wcale... Nie mam zwyczaju zawierać znajomości w restauracjach, nawet z przygodnemu towarzyszami... Zresztą ten warjat, pardon... chciałem powiedzieć młody człowiek... wyszedł przedemną... Odrazu wydał mi się jakiś nienaturalny i uderzyły mnie jego błędne oczy... Ja zaś, po opuszczeniu „Livoy‘u“ spotkałem pewnego fabrykanta i z nim powróciłem do domu...
Teraz, Wręcz błogosławił chwilę, gdy kazał „warjatowi“ wynieść się wcześniej z dancingu. Poza tem powtarzał tłumaczenie, zgóry ułożone z Janem,