głosy, niby jeden z nich coś rozkazywał, a drugi gęsto się tłumaczył. W tym, który się tłumaczył, wydało się młodemu człowiekowi, że rozpoznaje zachrypły nieco bas portjera.
— Czyżby co zaszło?
Kroki zbliżały się wyraźnie w stronę jego drzwi i przed temi drzwiami się zatrzymały. Teraz, rozróżnił zupełnie wyraźnie, gniewnym głosem wypowiedziane zdanie:
— Ja was nauczę ukrywać niemeldowanych lokatorów u siebie!
Młody człowiek zbladł.
— Rewizja! Sprawdzają! — pomyślał z przerażeniem.
W drzwi rozległ się stuk.
— Otworzyć!
— Kto tam? — starał się zyskać na czasie.
— Otworzyć! Policja!
Mimowoli podszedł do drzwi i przekręcił klucz w zamku. Myślał, że może sprytnem kłamstem uda mu się wykręcić z niebezpiecznej sytuacji.
Drzwi rozwarły się i ukazał się w nich ubrany po cywilnemu wywiadowca. Za nim stał z niewyraźną miną portjer.
— Jest pan dotychczas niezameldowany! — oświadczył agent, przyglądając się mu bacznie. — Proszę o dowód osobisty!
— Nie mam dowodu osobistego! — odparł, jak mógł najspokojniej.
— Nie ma pan?
— Zgubiłem! Muszę dopiero wyrobić sobie nowy! Jutro zgłoszę się do odpowiednich władz! Dlatego właśnie jestem niezameldowany, i to samo oświadczyłem portjerowi! — starał się osłonić hotelową władzę przed odpowiedzialnością.
— Jak brzmi pańskie nazwisko?
— Skalski! — rzucił pierwsze, które mu przyszło na pamięć.
— Imię? — wywiadowca nie spuszczał zniego oka.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.