a oczy błyszczały takim ogniem, że wywiadowca, który już chciał go pochwycić i siłą wyciągnąć z hotelowego numeru, zawahał się i cofnął. W jego myślach przebiegło, że zbliża się, zapewne, atak furji, a uprzedzano go, że w tych wypadkach poszukiwany szaleniec bywa niezwykle silny i niebezpieczny.
— Odrazu wiedziałem — mruknął — że sam sobie z nim nie poradzę! Trzeba zawezwać pomoc!
Obrzucił wzrokiem otoczenie. Pokoik znajdował się na pierwszem piętrze i okno miał szczelnie zamknięte. Z tej strony nie groziła obawa ucieczki, w drzwiach zaś numeru stał rosły, atletycznie zbudowany portjer.
— Słuchajcie! — szepnął do portjera — Pójdę zatelefonować do kantoru! A wy, pilnujcie mi tego ptaszka, niczem oka w głowie!
Portjer mrugnął porozumiwawczo, zadowolony, iż może tą przysługą zmniejszy oczekującą go za niezameldowanie warjata karę.
Wywiadowca znikł, a młody człowiek pozostał sam na sam z improwizowanym dozorcą.
— Co robić?
Gdy zjawią się policyjne posiłki, wszelki opór stanie się daremny. A on, za żadną cenę nie powróci do zakładu dr. Trettera. Uciec? Ale, jak? Starać się pozostałemi pieniędźmi przekupić portjera? Z twarzy jego wyczytał, że będzie to trud daremny, bo portjer w obawie odpowiedzialności, nie połaszczy się teraz na znaczniejszą sumę.
— Więc?
Wywiadowca znajduje się w kantorku na dole, zaraz przy wejściu do hoteliku i jest zajęty telefonowaniem. Drzwi, prowadzące na ulicę są zazwyczaj, nawet w nocy otwarte. Drogę do wolności zagradza jedynie portjer, duży, ospowaty, drab. Na korytarzu nikogo niema i sąsiedzi nie powrócili jeszcze do swych numerów, skoro nie zwabiło ich to zajście i prowadzona głośno, w jego pokoiku rozmowa...
— Tedy? Może spróbować? Portjer jest atletycznie zbudowany i nie z jednym awartuniczym gościem,
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.