pewnie tu dał sobie radę! Ale, przecież, czemś można uśpić jego czujność!
Młody człowiek miał w swym pokoiku względną swobodę ruchów, gdyż dozorca, stojąc w otwartych drzwiach, zagradzał tylko wyjście na korytarz. Począł powoli krążyć po numerze, pochylony i smutny, niby całkiem pogodzony ze swym losem.
Manewrował, by zbliżyć się do stołu, na którym znajdowała się szklanka, prawie pełna, z wystygłą, niewypitą herbatą.
Zbliżył się — i udając, że jest mocno zgorączkowany i spragniony, podniósł ją do swych ust. A wszystko to wykonał tak naturalnie, że portjer, który nie tyle z gniewem, co raczej mimowolnym lękiem, jaki prawie w każdym, budzi szaleniec, spoglądał na rzekomego obłąkanego, nie dostrzegł nic podejrzanego w tym ruchu.
Lecz nagle ręka młodego człowieka, poruszyła się gwałtownie, rozległo się chlustnięcie, a zawartość szklanki, miast do jego gardła, padła wprost na twarz portjera.
— Ach! — jęknął oślepiony i zaskoczony niespodziewaną napaścią.
Zanim jednak zdążył przetrzeć oczy, lub się cofnąć, młody człowiek się zgiął i z siłą jakiej nikt nie mógł spodziewać się po nim, runął na niego. Wyrznął go z taką mocą głową w piersi, że portjer zachwiał się i runął na podłogę.
— Ratunku! — zdążył zawołać.
Ale młody człowiek już przeszkoczył przez leżączego i nie zabrawszy nawet z sobą kapelusza, pędził korytarzem. W rzeczy samej, nikogo tam nie napotkał. Z korytarza wybiegł na schody i błyskawicznie znalazł się na dole. Przypadł do drzwi, prowadzących na ulicę. Były zamknięte, lecz klucz tkwił od środka.
— Warjat! Warjat ucieka! — głośne z góry rozlegały się teraz okrzyki.
Przekręcił klucz. Jednocześnie zauważył zaoszklonem przepierzeniem, w jasno oświetlonym kantorku, stojącego przy telefonie wywiadowcę.
Zauważył również — widocznie wołania dotarły do
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.