jego słuchu — przerażoną minę agenta i widział, jak ze zdumienia, słuchawka, którą trzymał, wypadła mu z dłoni.
Lecz, nie czekał, zanim wywiadowca, zdoła się zorientować, w tem co się stało. Przekręcił klucz, szarpnął drzwiami i pędził ulicą.
Mylił się jednak, sądząc, że łatwo mu się uda ta trzecia ucieczka.
Portjer, oprzytomniawszy i podniósłszy się z podłogi, wściekły i cały ociekający herbatą, biegł na dół po schodach i zdala krzyczał.
— Chlustnął mi w twarz!... Obalił bykiem i uciekł!... Racja, że bandyta, nie warjat...
— Za nim! — huknął wywiadowca, który zdążył wyskoczyć z kantorku i zorjentować się w sytuacji — Łatwo, na ulicy go złapiemy!
Obaj rzucili się w pogoń.
Było po północy, a odludna uliczka, przy której mieścił się hotelik, znajdowała się całkowicie pusta. Gdy wypadli, zbiegł sunął przed niemi o jakie kilkadziesiąt kroków i na tle, oświetlonych ulicznemi latarniami domów, doskonale rysowała się jego sylweta.
— Trzymaj! Łapaj!
Młody człowiek obejrzał się na sekundę i spostrzegł biegnących za nim wywiadowcę i portjera. Podwoił szybkość. Odsadził się od swych prześladowców na dość znaczną przestrzeń i jeśli chodziło li tylko o ten improzowany wyścig, to wiedział, że nie tak prędko go złapią.
Ale...
Inne groziło niebezpieczeństwo. Głośne krzyki już zwabiły ludzi. Wprawdzie, na szczęście na ulicy nie było przechodniów, ale tu i owdzie otwierały się okna, tu i owdzie wysuwały się głowy.
Prędzej, czy później musi natknąć się na kogoś, kto sądząc, że to o pościg złodzieja chodzi, zastąpi mu drogę i dopomoże wywiadowcy w pochwyceniu zbiega. Cud, doprawdy, że dotychczas nikogo nie napotkał, gdyż coraz donośniej rozbrzmiewają z tyłu wołania.
— Aj! — nagle mało nie wrzasnął.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Człowiek który zapomniał swego nazwiska.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.