Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

towała mężczyzn, jak sułtan hurysy. W końcu trafiła na tu obecnego. Może byłem jej typem? I odtąd przenieść nie mogła, że ani się dla niej nie truję, ani szaleję z miłości... That is the question! Może mi zechce pan wytłomaczyć na czem polega moja zbrodnia...
Tartufe przybierał maskę świętoszka, to było niespodziane.
— Wciągnął ją pan... rzuciłem ostro.
— Pomyłka wielka! Nawet z zapisek nie wynika, bym kiedykolwiek proponował przystąpienie do bractwa. Pragnęła wyjść za mnie za mąż, ja może... wykonał nieokreślony ruch — słowem szpiegowała i dostała na nasze tajne zebranie. Potem musiałem postąpić, jak postąpiłem, ratując pozory. Za dalszy ciąg tyle odpowiadam, co Honolulu za wywołanie światowej wojny... Szczerze mówiąc, nie nadawała się Łomnicka do stowarzyszenia i nie miałem zamiaru „wtajemniczać“ Była naszpikowana małomieszczańskiemi przesądami, bractwo zaś nasze rozwoju duchowego — to jest świetlana góra zalana słońcem, sancta sanctis, o której z uszanowaniem mówić należy...
— A „czasza zapomnienia“ i orgje... przerwałem potok wymowy.
Uśmiechnął się na pół z litością, na pół z ubolewaniem.
— Te osławione orgje, to w gruncie najniewinniejsza zabawa. Tylko chory i rozhalucynowany mózg może nadawać im charakter sabatów!.. Zwykłe zebranie towarzyskie ludzi, złączonych ogniwem wspólnego celu... Zadanie... doskonałe kształtowanie woli... Pod moim wpływem, pochlebiam sobie, kobiety i mężczyźni wyzbywają się uczuć zgoła zbytecznych, balastu, sztucznie narzuconego przez wieki minione...
— Nie rozumiem?