Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wolno wiedzieć jakich?
— Ach! Poco przedwcześnie o przykrych sprawach mówić! Może dobrowolnie uda nam się porozumienie...
— A jeśli się zgodzę?
— O! Wtedy pozostaniemy w jaknajwiększej przyjaźni! Oczywiście we własnym interesie, zaleconą jest dyskrecja... na zawsze. Zresztą moja persona razić panią przestanie. W okresie dwóch tygodni mam zamiar opuścić Rzeczpospolitą Polską. Swoją misję spełniłem, pragnę nieco przedsięwzięć zlikwidować... Doprawdy tutejszy klimat mi nie służy... za dużo wilgoci... wolę Nizzę...
— A ja co mam uczynić — zapytałem, pragnąc czarę goryczy wychylić do końca — wystawić odnośne oświadczenie?
— Naturalnie! Tylko z małą restrykcją... zmuszony będę położyć nacisk na redakcję!
— Mianowicie?
— Zwracałem się do pana niedawno, jak przyjaciel. Byłbym się zadowolnił powierzchowną deklaracją. Niestety, wyczułem tyle nieprzejednanej nienawiści, tyle wrogi stosunek do mnie i naszego związku, że muszę się zabezpieczyć specjalnie z tej strony... przed możliwą chęcią odwetu!
— Więc?
Wyciągnął z kieszeni ołówek i począł szybko pisać.
— Oto brulion — mówił — to jest ostateczna formuła... od niej ustąpić nie mogę...
Coś zakreślał, poprawiał i czytał:
„Niniejszym stwierdzam, że znałem dobrze pannę Mary Łomnicką i że na skutek powstałych między nami nieporozumień popełniła ona samobójstwo“.
— Zrozumiałe — dodał podając, kartkę wyr-