Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

lecz, że jest pan jedynym człowiekiem, który dopomóc może...
Być jedynym człowiekiem dla tak ślicznej panny!
— Ach! jeśli tylko w mej mocy — naturalnie!
— To co będę mówiła, jest więcej, niż poufne. Chodzi o moją siostrę Mary... może pan ją zna z widzenia... przystojna brunetka...
Choć nie znałem, znów skinąłem głową.
— Ojciec — opowiadała dalej panna Rena — zmarł przed rokiem. Mama znacznie wcześniej. Pozostałyśmy kompletnie same, bo ani bliższych ani dalszych krewnych nie mamy. Obie jesteśmy pełnoletne... ja mam dwadzieścia dwa lata... Mary... dwadzieścia cztery, więc... samodzielne... rozumie pan?
— Rozumiem! — potwierdziłem, mimo że nie rozumiałem do czego to wszystko zmierza.
— Zupełnie samodzielne — powtórzyła — nawet opieka prawna nie może się do nas wtrącać. Ja zajmuję się przeważnie interesami fabryki, Mary... sztuką, literaturą. Po śmierci ojca nie przyjmowałyśmy niemal nikogo, żyłyśmy odosobnione, wystarczając sobie wzajemnie... nie miałam żadnych sekretów przed siostrą, ona znała każdą mą najskrytszą myśl... gdy wtem od blisko miesiąca... zaczynają się dziać rzeczy dziwne...
— Mianowicie?
— Mary zmieniła się nie do poznania. Ona, taka żywa i szczera, chodzi milcząca blada i smutna. Chwilami jest zapłakana, niknie w oczach...
— Może cierpienie fizyczne?
— Proszę zaczekać! Tu nie o zwykłą chorobę chodzi. Są sprawy daleko poważniejsze. Mary należy do jakiegoś tajemniczego kółka...
— Tajemniczego kółka? — powtórzyłem.
— Tak! Dawno już słyszałam o podziemnych stowa-