rzyszeniach, lecz nigdy nie brałam wersji na serjo. Śmiałabym się w dalszym ciągu, gdyby nie siostra...
— Lecz na jakiej podstawie pani wysnuwa te wnioski?
— Mary mniej więcej od miesiąca poczęła mnie unikać. Już sam ten fakt, zgoła niezrozumiały, mógł być zastanawiający. Wychodziła często, czasem nawet o późnej godzinie, powracając w nocy do domu. Twierdziła, iż czas spędza u dawnych koleżanek z pensji, że pragnie się rozerwać, że dalszy pobyt w osamotnieniu przyprawiłby ją o spleen. Z początku nie zwracałam, choć było mi przykrem, większej uwagi na postępowanie Mary, gdy przed tygodniem przekonałam się, iż... zataja prawdę. Przypadkowo spotkana jedna z koleżanek, Ida Leszczyńska, u której miała przepędzić wieczór do późna w noc, oświadczyła ze zdumieniem, że nie widziała jej od szeregu miesięcy. Nie powiedziałam o tem siostrze, nie zrobiłam wyrzutu, nie chcąc wtrącać się do jej spraw prywatnych, lecz...
— Może się pani niepotrzebnie przejmuje — przerwałem. — Jakaś miłość ukryta, która zakończy się szczęśliwym marjażem. Nie trzeba przeszkadzać zakochanym!
— Szczęśliwąbym była, gdyby szło o afekt. I ja tak z początku sądziłam. Ale w ostatnich dniach wydarzyło się coś, napawającego mnie szaloną trwogą...
Zamieniłem się cały w słuch.
— Było to w poniedziałek, a więc przedwczoraj. Siedziałyśmy we dwie, popołudniu, w bawialnym pokoju: czytałam książkę, Mary przerzucała jakąś ilustrację. Nagle podchodzi do mnie, całuje serdecznie. Od miesiąca tego nie robiła. „Czy bardzo byś płakała maleńka, — mówi — gdyby Mary... umarła...„ Nie mądra jesteś — odpowiedziałam — jak możesz nawet podobne głupstwa pleść!”
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.